Czwartek, 21 listopada
Imieniny: Janusza, Konrada
Czytających: 10893
Zalogowanych: 90
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Artykuł Czytelnika: … a co ja zrobiłem, żeby było inaczej?

Autor: Obserwator
Poniedziałek, 14 listopada 2016, 8:29
Winni są zawsze „oni”. Wszystkiemu. W każdej sprawie, która „poszła nie tak”. Tak było od zawsze, Już za tzw. komuny, to myśmy wynosili z biur spinacze i notatniki akademickie, bo inaczej by się zmarnowało, ale to „oni” rozkradali Polskę. To myśmy mieli w głębokim poważaniu robotę („czy się stoi, czy się leży – dwa tysiące się należy”), ale to „oni” byli winni, że nam się nie chciało pracować.

Kapitalny rysunek A. Mleczki, na którym dwóch robotników stoi z łopatami pod transparentem „Jutro Polski budujemy dziś”, a jeden mówi do drugiego z oburzeniem:„Ale przecież dziś mamy wolną sobotę”.
Zmienił się ustrój, jesteśmy – póki co, przynajmniej – w NATO i UE, ale w sprawie „my” i „oni” nic się nie zmieniło. „Oni” nastawiali Biedronek, Lidli, czy jakichś Netto i dlatego my musimy tam kupować, chociaż sercem jesteśmy za sklepikiem osiedlowym. Ale pojedziemy na koniec miasta, żeby kupić w Tesco, czy Auchan cukier tańszy o 10 groszy na kilogramie, bo przecież jest tańszy. „Oni” są winni, że cukier jest tańszy i to rujnuje naszych sklepikarzy. Znaczy – „oni” rujnują.

„Zamknijmy galerie w niedzielę” – piszemy w Internecie. „Niedziela dla Boga i Rodziny” – mówimy za Dudą. (Piotrem Dudą, bo Andrzej nawet w tej oczywistej – zdawałoby się - sprawie się nie wypowiada). A potem idziemy do „Sudeckiej”, czy „Nowego Rynku”, ale nie do kościoła. Idziemy dlatego, że „oni” nas sprowokowali. Tacy są perfidni. Jeśli uda się pozamykać na niedzielę te imperialistyczne wynalazki, jak galerie, to zobaczymy co będziemy robić. Na razie chodzimy do galerii, bo są.

A może wystarczyłoby, żeby ksiądz w kościele w trakcie ogłoszeń parafialnych zasugerował, żeby nie szukać „Żabek”, czy „Kauflandów”, to wtedy te sieci same padną. Ale to byłoby za proste. Wtedy „my” musielibyśmy się wykazać solidarnością i jakoś ogarnąć, a tak, to możemy mieć pretensje do „nich”. Będziemy solidarni, o ile „oni” nie będą nas szczuli na zakupy w Aldim.

- Przepisy są nie dla ludzi – mówimy. – Te przepisy nas wykończą. To „oni” je uchwalają. – Panie – zaczepił mnie jeden gość – dlaczego tak jest, że płace członków rodziny w firmie rodzinnej nie są kosztami kwalifikowanymi do podatku? Przecież „oni” nas w ten sposób okradają! I „oni” wykończą te firmy! – Nie wiem – powiedziałem. – Ale to faktycznie to ważne. Może warto to zgłosić posłowi, niech zmienią ustawę. – Panie, to nie da rady! – zaprotestował. – „Oni” to zablokują! – Ale teraz w Sejmie jest większość rządowa – przekonywałem – to może się udać… - Panie, nie znasz ich pan – machnął ręką na moje rady. – „Oni” mają sposoby…

Któregoś dnia dopadł mnie inny, na ulicy 1 Maja. – Patrz pan – powiedział – jak tu pusto. Pustynia po prostu. Wszyscy młodzi wyjechali. „Oni zrujnowali” to miasto. Tu zawsze było pełno ludzi. I sklepy. A teraz – patrz pan – kartki. „Sprzedam”, „wynajmę” i nic poza tym. Strach się odezwać, bo tylko echo. „Oni” wszystko zniszczą. A młodzi mogliby tu zrobić raj.

- Ale… - powiedziałem – z tego co wiem, to jeden pana syn jest w Niemczech, drugi w Anglii, a córka we Francji. To może zastanówmy się, co myśmy zrobili, żeby nasze dzieci nie wyjeżdżały?
- Nic pan nie rozumiesz! – mój rozmówca zirytował się nie na żarty. – Moje dzieci, to inna sprawa. Jedno się zakochało, a to drugie coś tam, coś tam… Musieli wyjechać. Ale tu mógłby być raj, gdyby jakieś młode wzięły się za te sklepy. Ale „oni” nie dadzą… - Jacy „oni” – dopytywałem. – Przecież te sklepy są prywatne.

- Nie dogadam się z panem – machnął na mnie ręką. – Nic pan nie rozumiesz. Jeszcze pan zobaczysz, „oni” nas wszystkich wykończą”. I poszedł. Do „Dino”.

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group