Artykuł Czytelnika: Empatia bankstera
Odkąd syn Kornela Morawieckiego został Premierem słowo to wypadło z codziennego użycia PiS, choć zapewne się pojawi w innych okolicznościach, kiedy już premierem nie będzie.
I teraz nasz Premier z „banksterową” elegancją i finezją od czasu do czasu cenzuruje politykę obcych państw, nawet niekoniecznie pozostających z nami w sporze ze względu na utwory naszego Sejmu. Dość przypomnieć, że skomentował niewiele ponad rok temu wybory w USA tekstem, że różnica między H. Clinton, a D. Trumpem jest dla nas jak różnica między dżumą a cholerą. Nie wziął wtedy pod uwagę, że jednak z nich któreś z nich wygra, a ponoć jesteśmy zaprzyjaźnieni z USA, nie tylko ze względu na sojusze wojskowe. Ciekawa byłaby odpowiedź na pytanie dziś - czy zdaniem naszego Premiera wygrała w USA dżuma, czy cholera? Komu dziś ściskamy dłoń w geście szczerej przyjaźni?
Chociaż może lepiej nie pytać, bo Pan Premier przy prostszych pytaniach potrafi podstawić nogę samemu sobie i trudno znaleźć innego szefa rządu w świecie, kto z równym, niekłamanym entuzjazmem mnoży nam (i sobie) wrogów, a przynajmniej buduje trudne sytuacje tam, gdzie ich nie było, nie ma i nie potrzeba.
Przykłady lekkości w odpowiedziach na pytania dotyczące naszych relacji z Izraelem i środowiskami żydowskimi w świecie wejdą z pewnością do podręczników dyplomacji, a precyzyjnie do rozdziału p.t. „Jak nigdy, w żadnym języku i w żadnym przypadku nie rozmawiać o trudnych sprawach”. W zasadzie ten rozdział byłby gotowy, gdyby spisać rozmaite występy naszego Premiera.
Tyle, że na potrzeby naszej współczesności warto nie powtarzać tych wpadek w kolejnych publikacjach, bo one niczemu dobremu nie służą. Zresztą Pan Premier z pewnością wymyśli jakiś (spory) aneks do wspomnianego rozdziału o dyplomatycznych gafach i będzie większy wybór materiału naukowego. Warto się jednak zastanowić – dlaczego mówi to, co mówi?
Dlaczego wykształcony, mądry człowiek, reprezentujący z pewnością ogładę towarzyską i (z jeszcze większą pewnością) osobistą elegancję, wspominany przez swoje koleżanki i kolegów ze szkolnej ławy w superlatywach, dziś jest symbolem niezdarności dyplomatycznej w całym świecie?
Ciśnie się na usta jedna z opcji odpowiedzi (bo przecież przyczyny mogą być złożone),że w jego przypadku określenie „bankster” jest doprawdy celne i oddaje cechy osobowości. Bankowiec u władzy jest bowiem zawodowo wyprany z jakichkolwiek oznak empatii. Rozumie ruch i obrót pieniądza, zna się na wartości akcji, nie są dla niego żadnym problemem wizje fuzji spółek i banków, nie ma jednak za grosz – skoro mówimy o pieniądzach – wrażliwości na potrzeby ludzi innych, niż on sam. Posiada i reprezentuje potrzebę władzy, ale już niekoniecznie odpowiedzialności. W „prawie wielkich liczb”, a w takim świecie operuje, nie ma miejsca na „jakiegoś” człowieka.
W świecie, jaki nas na co dzień otacza potrzebny jest i rzeźnik z toporem, ale i chirurg ze skalpelem. Tyle, że każdy na swoim miejscu. W tym przypadku ktoś miejsca pomieszał i do delikatnej operacji zabrał się fachowiec z toporem. Z pacjenta nie będzie więc co zbierać.
Niestety – pacjent, to znaczy my, nie ma wyboru. I musimy się poddać takiej terapii, jaką ordynuje nam rzeźnik.
Do zobaczenia w lepszym świecie.