Artykuł Czytelnika: Między zmęczeniem a nieufnością. Co mówią nam wyniki I tury wyborów prezydenckich 2025?

Frekwencja o godzinie 17:00 wyniosła 50,69%. To więcej niż pięć lat temu, ale mniej niż w wyborach parlamentarnych 2023. Na tle ogólnoeuropejskich trendów to wynik przeciętny – i właśnie ta przeciętność jest niepokojąca. Bo wskazuje nie na spokojną demokrację, lecz na głęboki kryzys zaufania.
Urząd, który utracił majestat
Trudno się dziwić, że Polacy nie traktują tych wyborów z należytą powagą. Przez ostatnie lata urząd prezydenta był upokarzany – zarówno przez partyjne podporządkowanie Andrzeja Dudy, jak i przez jego osobiste zachowania: podpisywanie kontrowersyjnych ustaw bez refleksji, ignorowanie opinii ekspertów, kompromitujące wystąpienia zagraniczne. To nie był strażnik konstytucji – to był jej grabarz.
Dziś kandydaci na prezydenta stają w cieniu tej degradacji. Wielu wyborców pyta: po co nam prezydent, skoro nie ma siły, by coś zmienić?
Politycy bez twarzy i bez wiarygodności
Zarówno Trzaskowski, jak i Nawrocki reprezentują politykę w jej najnudniejszym, najbardziej schematycznym wydaniu. To już było. Trzaskowski to sprawny, ale przewidywalny samorządowiec z liberalnego salonu. Nawrocki – człowiek stworzony przez propagandę rządową, historyk bez dorobku, figurant bez charakteru, urzędnik złożony z frazesów.
I co najważniejsze – kłamca. Karol Nawrocki przez całą kampanię publicznie zaprzeczał faktom, manipulował cytatami, posługiwał się językiem podziału i resentymentu. Nie tylko ignorował pytania dziennikarzy – unikał debat, nie przedstawiał programu, nie dopuszczał do konfrontacji. Jego kampania była jak wypolerowany manekin w witrynie PR-u: błyszczący z zewnątrz, pusty w środku.
Wojna za granicą – i wojna o prawdę w kraju
W tle tej politycznej stagnacji toczy się prawdziwa wojna – tuż za naszą wschodnią granicą. Ukraina, walcząca o przetrwanie, jest coraz bardziej zależna od politycznych decyzji zachodu. A Polska – kraj frontowy, kraj doświadczenia okupacji i powstań – wydaje się dziwnie obojętna.
Dlaczego? Bo przez lata oswajano nas z dezinformacją. Dziś wiadomo już oficjalnie: Rosja prowadzi przeciwko Polsce operację „Doppelgänger” – wielopoziomową kampanię dezinformacyjną, polegającą na publikowaniu fałszywych treści podszywających się pod znane portale, konta i osoby. Jej celem jest rozbijanie zaufania do instytucji, sianie niepewności i podsycanie radykalizmów.
I to działa. Wysoki wynik Mentzena (15,4%) i Brauna (6,2%) pokazuje, że Polacy coraz częściej wybierają „protest” zamiast programu. To nie są kandydaci z ofertą – to kandydaci z emocją: wściekłością, buntem, pogardą wobec „elit”.
Quo vadis, Rzeczypospolita?
Polska stoi dziś przed fundamentalnym pytaniem: czy chce jeszcze być społeczeństwem obywatelskim, czy już tylko gniewnym tłumem? Bo jeśli 4 na 10 obywateli nie głosuje, a reszta wybiera z przymusu lub lęku – to demokracja staje się rytuałem, nie rzeczywistym wyborem. Wstyd.
Druga tura może dać zwycięzcę. Ale czy da nadzieję? Czy którykolwiek z kandydatów potrafi odbudować majestat urzędu prezydenta, przywrócić wiarę w instytucje i ochronić społeczeństwo przed manipulacją?
Na razie wszystko wskazuje na to, że Polska głosuje, ale nie wierzy. I to jest nasz największy problem.