Artykuł Czytelnika: Mówisz do pustych ław. A mówisz o życiu.

Przed nim – prawie pusta sala plenarna.
Nie ma komu słuchać. Nie ma komu odpowiadać. Nie ma komu zadawać pytań.
W tym samym czasie – polityczne debaty o „świętości życia poczętego”. Transparenty, kazania, emocje. Hołownia powtarza: „To ludzie są najważniejsi.” Kaczyński każe rodzić. 4000 zł na odchodne. I nara.
Ale to już nie jest życie poczęte. To życie obecne. Życie, które wymaga pomocy w umyciu zębów, w dotarciu do łazienki, w załatwieniu wizyty u lekarza. Życie, które często nie może samo zapalić światła czy odebrać telefonu.
I właśnie tego życia nikt już nie chroni.
Osoby z niepełnosprawnościami w Polsce nie są żadnym priorytetem. Nie mieszczą się w politycznym storytellingu. Za mało ich, żeby opłacało się ich słuchać. Zbyt cisi, żeby ich cytowano. Zbyt zależni, żeby ich uznano za „pełnoprawnych obywateli”.
A przecież każdy z nas może kiedyś tam być. Po wypadku. Po udarze. Po diagnozie. Albo po prostu – starzejąc się.
Wyobraź sobie, że stajesz na mównicy. Że to twoje życie, twoja godność, twoje „jutro” jest tematem. Mówisz z wysiłkiem, bo mówisz przez maszynę. Ale mówisz. Mimo wszystko.
I patrzysz na puste ławy.
To nie jest tylko wstyd.
To jest diagnoza.
Systemu. Społeczeństwa. Nas.