Niedziela, 20 kwietnia
Imieniny: Agnieszki, Czesława
Czytających: 4338
Zalogowanych: 10
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Artykuł Czytelnika: Muzyka Wielkiego Tygodnia i Wielkanocy – klasyczne arcydzieła pełne ciszy, bólu i światła + subiektywny przewodnik muzyczny.

Autor: Karpacz4people
Sobota, 19 kwietnia 2025, 9:52
Wielki Tydzień i Wielkanoc to czas wyciszenia, refleksji, symbolicznego przejścia od ciemności do światła. Ale w świecie muzyki klasycznej to również okres, w którym powstały jedne z najbardziej przejmujących i duchowych dzieł w historii kultury. Dzieł, które nie potrzebują słów wyjaśnienia – wystarczy ich posłuchać, by poczuć, że dotykają czegoś bardzo głębokiego. Nie trzeba być wierzącym, by przeżyć ich piękno. Wystarczy być człowiekiem.

Jeszcze niedawno, także w Kotlinie Jeleniogórskiej, muzyka klasyczna miała swoje wyjątkowe miejsce w tym czasie. W okresie Wielkiego Tygodnia i tuż przed Wielkanocą odbywały się Concerto Pasquali – nastrojowe koncerty pasyjne i wielkanocne, organizowane w zabytkowych pałacach Doliny Pałaców i Ogrodów. Publiczność gromadziła się w kameralnych wnętrzach, otulonych ciszą i historią, by słuchać arcydzieł muzyki dawnej i współczesnej w wykonaniu znakomitych artystów. To były koncerty o szczególnej atmosferze – nie tyle „dla rozrywki”, ile dla skupienia, zatrzymania się i wspólnego przeżywania.

Niestety, ostatnio nie odbywają się. Organizatorzy – mimo starań i pasji – zmagali się z brakiem wsparcia włodarzy regionu, ograniczonym zainteresowaniem i logistycznymi trudnościami. Tymczasem duchowa przestrzeń, którą wypełniała ta muzyka, pozostała pusta. A przecież właśnie teraz – w świecie pełnym hałasu, pośpiechu i lęku – takie chwile kontemplacji są potrzebne bardziej niż kiedykolwiek.

Pasje – opowieści o cierpieniu i nadziei

Forma muzyczna Pasji (łac. Passio) wywodzi się bezpośrednio z Ewangelii. To opowieść o męce, śmierci i ostatnich chwilach życia Jezusa Chrystusa, osnuta wokół jednego z czterech ewangelistów – stąd tytuły dzieł takie jak Pasja wg św. Mateusza, św. Jana czy św. Łukasza. Teksty te od wieków były recytowane lub śpiewane podczas liturgii Wielkiego Tygodnia, zwłaszcza w Wielki Piątek – a z czasem stały się inspiracją dla kompozytorów, którzy nadali im monumentalną, artystyczną formę.

Największym twórcą pasji w historii muzyki pozostaje Jan Sebastian Bach – do dziś niedościgniony król tej formy. Jego Pasja wg św. Mateusza i Pasja wg św. Jana to dzieła, które porażają swoją duchową głębią, emocjonalną prawdą i muzyczną maestrią. To muzyka, która nie tylko opowiada historię – ona ją przeżywa. Z jednej strony dramatyczna narracja, z drugiej – liryczne arie, w których cierpienie i współczucie mieszają się z nadzieją. Bach tworzył nie tylko dla kościoła – on tworzył dla duszy.

Ale Pasja nie zatrzymała się na baroku. W XX wieku pojawiło się dzieło, które wstrząsnęło światem muzyki sakralnej i wyznaczyło nowy, współczesny język dla tej formy: „Pasja wg św. Łukasza” Krzysztofa Pendereckiego. To dzieło, które przenosi słuchacza w przestrzeń intensywnego duchowego doświadczenia. Penderecki nie bał się monumentalności – użył ogromnego składu wykonawczego: chórów, orkiestry symfonicznej, solistów i organów. Wykorzystał także nowatorskie środki wyrazu: mikrotony, glissanda, krzyki, szepty, nagłe wybuchy dźwięków. A jednocześnie stworzył dzieło głęboko mistyczne – wyciszone, poruszające i niezapomniane.

Z osobistej perspektywy mogę powiedzieć, że śpiewając „Pasję Łukaszową” z Chórem Polskiego Radia i zespołem Camerata Silesia, czułam się jak uczestniczka liturgii nowego rodzaju – nie tej, którą zna się z kościoła, ale tej zapisanej w ciele, głosie i przestrzeni dźwięku. To doświadczenie, które zostaje z artystą na zawsze.

Warto wspomnieć także o innych twórcach Pasji – m.in. Heinricha Schütza (prekursora barokowej formy) czy Arvo Pärta, który w swojej minimalistycznej „Pasji wg św. Jana” (Passio Domini Nostri Jesu Christi secundum Joannem) ukazuje piękno ciszy i powściągliwości. Każdy z tych twórców patrzył na Ewangelię z innej strony – ale wszyscy poszukiwali tego samego: prawdy o ludzkim cierpieniu i nadziei, która go przenika.

Stabat Mater – Matka pod krzyżem

Jeśli Pasja opowiada o cierpieniu Chrystusa, to Stabat Mater jest opowieścią o bólu Matki. Tekst tej średniowiecznej sekwencji przypisywany jest franciszkaninowi – Jacopone da Todi – i pochodzi z XIII wieku. To jedna z najgłębszych medytacji nad cierpieniem w historii literatury religijnej: Maryja stoi pod krzyżem, patrzy na śmierć swojego syna – i nic nie może zrobić. Jej ból jest cichy, głęboki, niemy – i przez to jeszcze bardziej poruszający.

Słowa Stabat Mater dolorosa, iuxta crucem lacrimosa, dum pendebat Filius („Stała Matka boleściwa u stóp krzyża, zapłakana, gdy zawisł Jej Syn”) – to początek lamentu, który przez wieki inspirował kompozytorów do stworzenia dzieł przeszywających do głębi.

Piękno i różnorodność muzycznych lamentów

Giovanni Battista Pergolesi

Jego Stabat Mater, skomponowane w 1736 roku tuż przed śmiercią, to jedno z najczęściej wykonywanych dzieł muzyki sakralnej na świecie. Łączy delikatność włoskiego baroku z emocjonalną intensywnością.
Pergolesi napisał to dzieło pierwotnie na duet sopranowy i alt z orkiestrą smyczkową – to wersja kameralna, intymna, niemal prywatna. Z czasem powstała także druga tradycja wykonawcza: z chórem żeńskim i dwiema solistkami, która nadaje dziełu nieco szerszy, bardziej wspólnotowy wymiar.

Luigi Boccherini

Mniej znane, ale niezwykle poruszające Stabat Mater Boccheriniego (1781) istnieje w dwóch wersjach. Pierwsza – na sopran solo i zespół smyczkowy z basso continuo – to klejnot kameralnej emocjonalności. Druga, późniejsza – na dwa soprany, tenor i kameralny skład z basso continuo – rozszerza paletę barw i głosów, pozwalając jeszcze mocniej doświadczyć duchowego pejzażu żalu i miłości. Boccherini maluje ciszę łzami dźwięków – nie krzyczy, nie dramatyzuje, ale dotyka głęboko.

Gioachino Rossini

Zupełnie inne jest Stabat Mater Rossiniego – romantyczne, dramatyczne, operowe. Powstałe w XIX wieku dzieło to monumentalna freskowa opowieść o cierpieniu – z pełną orkiestrą, chórem i solistami. Rossini był mistrzem sceny – i nawet w muzyce sakralnej czuć jego teatralny zmysł. Ale jednocześnie jego Stabat Mater nie traci nic ze swojej duchowej siły – to jak opera duszy, w której każda fraza niesie modlitwę.

Antonín Dvořák

Wśród wielu opracowań Stabat Mater to właśnie wersja Antonína Dvořáka porusza najgłębsze, najbardziej osobiste struny ludzkiej duszy. To dzieło nie powstało z potrzeby liturgii czy zamówienia – lecz z bólu, którego nie sposób wyrazić słowami. Dvořák skomponował je po śmierci swoich dzieci – najpierw córki, a potem kolejnych dwojga. W krótkim czasie stracił wszystko, co kochał najbardziej.

Ten dramat nie krzyczy w jego muzyce – on milczy, a jednak boli. Nie ma tu teatralnego lamentu ani patosu. Zamiast tego – powolne frazy, pełne delikatności i cichej, rozpaczliwej modlitwy. Dvořák nie opisuje cierpienia – on jest cierpieniem. Jego Stabat Mater to muzyka żałoby, ale też wewnętrznego światła, które – mimo bólu – nie gaśnie.

To dzieło pełne jest pokory. Zamiast dramatycznych kontrastów – szerokie, łagodne frazy. Zamiast triumfu – pokorne błaganie. A jednak z każdą kolejną częścią rodzi się w nim coś, co może przypominać nadzieję. Nie hałaśliwą – ale cichą, ufną, ludzką. Nawet Altowa aria "Inflamatus", pomimo początkowego krzyku gaśnie cicho rozpaczą. W tej muzyce słychać stratę, której nie da się znieść – i wiarę, która mimo wszystko nie odchodzi.

Stabat Mater Karola Szymanowskiego – najczystszy lament

A jednak – spośród wszystkich opracowań tego tekstu – jedno wyróżnia się szczególnie. To Stabat Mater Karola Szymanowskiego, skomponowane w latach 1925–1926.

To dzieło wyjątkowe pod każdym względem: napisane po polsku, nie po łacinie – z przekładem Józefa Jankowskiego – bo Szymanowski chciał, by tekst był zrozumiały i bliski sercu polskiego słuchacza. Użył do tego dzieła pełnej orkiestry, chóru i solistów, ale muzyka nie jest patetyczna. Jest… czysta. Przejmująca. Niewinna.

To nie jest muzyka o cierpieniu. To muzyka z cierpienia – jakby dźwięki same płakały, ale nie dla rozpaczy, tylko dla ukojenia.

Każdy dźwięk w tym utworze jest precyzyjnie dobrany, jak westchnienie, które musi wybrzmieć. Szymanowski nie tworzy pomnika – tworzy przestrzeń, w której człowiek może spotkać Matkę – nie jako figurę z ołtarza, ale jako kobietę, która patrzy, czuje, cierpi i… kocha mimo wszystko.

To jedno z najpiękniejszych dzieł, jakie napisał polski kompozytor i muzyka sakralna, ktorą każdy poczuje i zrozumie bez niedopowiedzeń. Jedno z tych dzieł, które zostają na zawsze i w wykonawcy i w słuchaczu.

Wielka Sobota – cisza, która mówi najwięcej

Wielka Sobota to dzień ciszy. W katolickiej tradycji to czas czuwania przy Grobie Pańskim – bez mszy, bez śpiewów, bez dźwięków radości. Czas wyczekiwania i milczenia. W prawosławiu to dzień przejmującej liturgii nasyconej głębokim smutkiem i nadzieją jednocześnie, a w Kościołach protestanckich – szczególnie ewangelickim – czas kontemplacji, skupienia, często bez żadnych nabożeństw. Niezależnie od wyznania, Wielka Sobota to dzień zawieszenia: nie jesteśmy już w mroku Wielkiego Piątku, ale jeszcze nie dotarliśmy do światła Wielkanocy.

Ta cisza ma głęboki wymiar symboliczny – i właśnie dlatego stała się inspiracją dla kompozytorów, którzy chcieli uchwycić ten niewyrażalny stan: między śmiercią a zmartwychwstaniem, między ostatnim tchnieniem a pierwszym światłem.

Jednym z najwspanialszych dzieł, które oddaje ten stan duchowego zawieszenia, jest „Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu” Josepha Haydna. Choć utwór ten oryginalnie powstał jako wersja orkiestrowa do liturgii Wielkiego Piątku, jego późniejsza wersja na kwartet smyczkowy (a później również na chór i solistów) zyskała status medytacyjnego arcydzieła. Każda część oparta jest na jednym ze zdań wypowiedzianych przez Chrystusa na krzyżu – i każda z nich to muzyczna ikona bólu, ciszy, miłości i przebaczenia.

Haydn nie opisuje dźwiękami dramatycznych wydarzeń – on kontempluje je. Każda nuta ma wagę milczenia, każda pauza mówi więcej niż całe zdania. To muzyka, która nie narzuca się – tylko prowadzi do środka, do wnętrza samego siebie. Idealna na czas Wielkiej Soboty.

Wielka Sobota to także dzień, w którym niektórzy kompozytorzy świadomie milczeli – bo wiedzieli, że nie wszystko da się wyrazić. I być może dlatego muzyka, która została napisana na ten czas, jest tak czysta, tak krucha, tak ludzka.

Muzyka Zmartwychwstania – światło w dźwięku

Po ciszy Wielkiej Soboty nadchodzi poranek Wielkanocy. W liturgii to czas triumfu, ale w muzyce – to coś więcej niż radość. To światło, które nie oślepia, tylko koi. Muzyka zmartwychwstania nie zawsze jest głośna – ale zawsze jest jasna. Wznosi się, jakby dźwięki same dziękowały za odrodzenie.

Wielkanocne msze i oratoria

W historii muzyki powstało wiele mszy napisanych specjalnie na Wielkanoc – od barokowych do romantycznych. Missa in tempore Paschali czy Missa Solemnis to formy o wyraźnym, jasnym charakterze. Twórcy tacy jak Joseph Haydn, Franz Schubert, czy Wolfgang Amadeus Mozart komponowali dzieła, w których radość Wielkanocy nie była tylko eksaltacją – była głęboką duchową afirmacją życia. Ich msze często rozpoczynają się w tonacjach jasnych – D-dur, C-dur – pełnych blasku i lekkości.

Niektóre oratoria, choć nie zawsze kojarzone ściśle z Wielkanocą, doskonale wpisują się w jej przesłanie. Najbardziej znane z nich to:

Mesjasz Georga Friedricha Haendla

Paradoksalnie, choć Mesjasz często rozbrzmiewa w okresie bożonarodzeniowym, to jego sercem jest właśnie Wielkanoc. To w części drugiej i trzeciej oratorium odnajdujemy opowieść o cierpieniu, śmierci i – przede wszystkim – Zmartwychwstaniu. Aria I know that my Redeemer liveth (Wiem, że mój Zbawiciel żyje) to jedno z najjaśniejszych muzycznych wyznań wiary w istnienie światła po ciemności.

A słynne Hallelujah, choć wybrzmiewa z rozmachem, nie jest zwykłym hymnem radości – to eksplozja duchowej siły. Haendel nie tylko opowiada, on przypomina – że wszystko się odmienia.

Oratoria wielkanocne mniej znane, ale warte odkrycia:

Easter Oratorio (BWV 249) Jana Sebastiana Bacha – bardziej teatralne i lżejsze od pasji, pełne barokowej ekspresji i wdzięku

Die Auferstehung und Himmelfahrt Jesu C.P.E. Bacha – subtelne, klasyczne dzieło pełne elegancji

Christus am Ölberge Ludwiga van Beethovena – choć to opowieść o nocy w Ogrodzie Oliwnym, jej przesłanie i dramatyczna forma mocno prowadzą ku porankowi Zmartwychwstania

Współczesne światło: muzyka nowa, nadzieja stara

Również współczesna muzyka klasyczna sięga po temat Zmartwychwstania – choć robi to często w sposób bardziej metaforyczny niż liturgiczny.

Jednym z najpiękniejszych przykładów jest „Lux Aeterna” Morten Lauridsena – dzieło krótkie, ale niesamowicie głębokie. Skromne brzmienie chóru a cappella, płynące w powietrzu jak promień światła przez witraż. To muzyka ciszy, która świeci.

Podobnie działa „Symfonia Resurekcyjna” Mahlera – monumentalna, wręcz przepotężna II Symfonia, która kończy się chóralnym, nieziemskim „Aufstehen” (Powstań!). To dzieło, które przez godzinę zmaga się z pytaniem o sens, śmierć i koniec, by w ostatnich minutach eksplodować nadzieją.

Wielkim niedopatrzeniem byłoby też, nie wspomnieć tutaj o jednym z ciekawszych utworów o tematyce żałobnej.

Ein Deutsches Requiem – Brahms i ukojenie dla żyjących

Choć formalnie nie związane z liturgią Wielkanocy, Niemieckie Requiem Johannesa Brahmsa to dzieło głęboko zakorzenione w idei nadziei, zmartwychwstania i współczucia dla żyjących. To nie msza za zmarłych, lecz muzyczne pocieszenie dla tych, którzy zostali.

Brahms zrezygnował z łacińskiego tekstu żałobnego – sięgnął po słowa Pisma Świętego w języku niemieckim, by uczynić przekaz bardziej osobistym i zrozumiałym. W kontekście wielkanocnym to dzieło nabiera symbolicznego wymiaru: nie mówi wprost o zmartwychwstaniu Chrystusa, ale mówi o nadziei zmartwychwstania każdego człowieka – o miłości silniejszej niż śmierć.

To także utwór, który od samego początku był dedykowany cierpiącym – powstał po śmierci matki Brahmsa i jego bliskiego przyjaciela Roberta Schumanna, a niósł także ukojenie Żydom prześladowanym i wykluczanym w XIX-wiecznej Europie. To msza żałobna dla wszystkich – ponad podziałami, ponad religią – dla tych, którzy kochają i tracą.

W Ein Deutsches Requiem nie znajdziemy dramatycznych sądów ani apokaliptycznych wizji. Znajdziemy ludzką łagodność i duchową otuchę. To dzieło, które nie tylko godzi ze śmiercią – ale pomaga dalej żyć.

Cudownie – dziękuję Ci za tę wspólną wrażliwość, bo ten temat to poezja ciszy i zawieszenia. Przejdźmy więc do Wielkiej Soboty, tej najbardziej tajemniczej przestrzeni w całym Triduum – zawieszonej między śmiercią a życiem, ciemnością a światłem.

Wielka Sobota – cisza, która mówi najwięcej

Wielka Sobota to dzień ciszy. W katolickiej tradycji to czas czuwania przy Grobie Pańskim – bez mszy, bez śpiewów, bez dźwięków radości. Czas wyczekiwania i milczenia. W prawosławiu to dzień przejmującej liturgii nasyconej głębokim smutkiem i nadzieją jednocześnie, a w Kościołach protestanckich – szczególnie ewangelickim – czas kontemplacji, skupienia, często bez żadnych nabożeństw. Niezależnie od wyznania, Wielka Sobota to dzień zawieszenia: nie jesteśmy już w mroku Wielkiego Piątku, ale jeszcze nie dotarliśmy do światła Wielkanocy.

Ta cisza ma głęboki wymiar symboliczny – i właśnie dlatego stała się inspiracją dla kompozytorów, którzy chcieli uchwycić ten niewyrażalny stan: między śmiercią a zmartwychwstaniem, między ostatnim tchnieniem a pierwszym światłem.

Jednym z najwspanialszych dzieł, które oddaje ten stan duchowego zawieszenia, jest „Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu” Josepha Haydna. Choć utwór ten oryginalnie powstał jako wersja orkiestrowa do liturgii Wielkiego Piątku, jego późniejsza wersja na kwartet smyczkowy (a później również na chór i solistów) zyskała status medytacyjnego arcydzieła. Każda część oparta jest na jednym ze zdań wypowiedzianych przez Chrystusa na krzyżu – i każda z nich to muzyczna ikona bólu, ciszy, miłości i przebaczenia.

Haydn nie opisuje dźwiękami dramatycznych wydarzeń – on kontempluje je. Każda nuta ma wagę milczenia, każda pauza mówi więcej niż całe zdania. To muzyka, która nie narzuca się – tylko prowadzi do środka, do wnętrza samego siebie. Idealna na czas Wielkiej Soboty.

Wielka Sobota to także dzień, w którym niektórzy kompozytorzy świadomie milczeli – bo wiedzieli, że nie wszystko da się wyrazić. I być może dlatego muzyka, która została napisana na ten czas, jest tak czysta, tak krucha, tak ludzka.

Muzyka Zmartwychwstania – światło w dźwięku

Po ciszy Wielkiej Soboty nadchodzi poranek Wielkanocy. W liturgii to czas triumfu, ale w muzyce – to coś więcej niż radość. To światło, które nie oślepia, tylko koi. Muzyka zmartwychwstania nie zawsze jest głośna – ale zawsze jest jasna. Wznosi się, jakby dźwięki same dziękowały za odrodzenie.

Wielkanocne msze i oratoria

W historii muzyki powstało wiele mszy napisanych specjalnie na Wielkanoc – od barokowych do romantycznych. Missa in tempore Paschali czy Missa Solemnis to formy o wyraźnym, jasnym charakterze. Twórcy tacy jak Joseph Haydn, Franz Schubert, czy Wolfgang Amadeus Mozart komponowali dzieła, w których radość Wielkanocy nie była tylko eksaltacją – była głęboką duchową afirmacją życia. Ich msze często rozpoczynają się w tonacjach jasnych – D-dur, C-dur – pełnych blasku i lekkości.

Niektóre oratoria, choć nie zawsze kojarzone ściśle z Wielkanocą, doskonale wpisują się w jej przesłanie. Najbardziej znane z nich to:

Mesjasz Georga Friedricha Haendla

Paradoksalnie, choć Mesjasz często rozbrzmiewa w okresie bożonarodzeniowym, to jego sercem jest właśnie Wielkanoc. To w części drugiej i trzeciej oratorium odnajdujemy opowieść o cierpieniu, śmierci i – przede wszystkim – Zmartwychwstaniu. Aria I know that my Redeemer liveth (Wiem, że mój Zbawiciel żyje) to jedno z najjaśniejszych muzycznych wyznań wiary w istnienie światła po ciemności.

A słynne Hallelujah, choć wybrzmiewa z rozmachem, nie jest zwykłym hymnem radości – to eksplozja duchowej siły. Haendel nie tylko opowiada, on przypomina – że wszystko się odmienia.

Oratoria wielkanocne mniej znane, ale warte odkrycia:

- Easter Oratorio (BWV 249) Jana Sebastiana Bacha – bardziej teatralne i lżejsze od pasji, pełne barokowej ekspresji i wdzięku

- Die Auferstehung und Himmelfahrt Jesu C.P.E. Bacha – subtelne, klasyczne dzieło pełne elegancji

- Christus am Ölberge Ludwiga van Beethovena – choć to opowieść o nocy w Ogrodzie Oliwnym, jej przesłanie i dramatyczna forma mocno prowadzą ku porankowi Zmartwychwstania

Współczesne światło: muzyka nowa, nadzieja stara

Również współczesna muzyka klasyczna sięga po temat Zmartwychwstania – choć robi to często w sposób bardziej metaforyczny niż liturgiczny.

Jednym z najpiękniejszych przykładów jest „Lux Aeterna” Morten Lauridsena – dzieło krótkie, ale niesamowicie głębokie. Skromne brzmienie chóru a cappella, płynące w powietrzu jak promień światła przez witraż. To muzyka ciszy, która świeci.

Podobnie działa „Resurrection” Mahlera – monumentalna II Symfonia, która kończy się chóralnym, nieziemskim „Aufstehen” (Powstań!). To dzieło, które przez godzinę zmaga się z pytaniem o sens, śmierć i koniec, by w ostatnich minutach eksplodować nadzieją.

Wielkanocna muzyka nie zawsze musi być religijna. Ale zawsze mówi o powrocie – światła po ciemności, życia po śmierci, sensu po rozpaczy. I to czyni ją tak uniwersalną.

Wielki Tydzień i Wielkanoc do słuchania – subiektywny przewodnik muzyczny

Na Wielki Poniedziałek, Wtorek i Środę – przygotowanie serca

Miserere – Gregorio Allegri

Tenebrae Responsories – Carlo Gesualdo

Lamentations of Jeremiah – Thomas Tallis

Kwartety smyczkowe op. 51 – Johannes Brahms (nastrojowe, skupione)

Wielki Czwartek – gest obmycia, bliskość, zapowiedź zdrady

Ubi Caritas – Maurice Duruflé

Stabat Mater – Boccherini (wersja na sopran i continuo)

Christus am Ölberge – Ludwig van Beethoven

Via Crucis – Franz Liszt

Wielki Piątek – krzyk i cisza krzyża

Pasja wg św. Jana – J.S. Bach

Pasja wg św. Mateusza – J.S. Bach

Pasja wg św. Łukasza – Krzysztof Penderecki

Stabat Mater – Giovanni B. Pergolesi (obie wersje)

Stabat Mater – Gioachino Rossini

Wielka Sobota – cisza, która boli

Siedem ostatnich słów Chrystusa na krzyżu – Joseph Haydn (wersja kwartetowa)

Arvo Pärt – Da pacem Domine, Silentium

Tabula Rasa – Arvo Pärt

Niedziela Zmartwychwstania – światło, które powraca

Easter Oratorio – J.S. Bach

Mesjasz – Georg Friedrich Haendel (szczególnie część II i III)

Lux Aeterna – Morten Lauridsen

Resurrection Symphony (II) – Gustav Mahler

Missa in tempore Paschali – gregoriańska lub klasyczna wersja (np. Mozart)

Do osobistej kontemplacji, o każdej porze:

Stabat Mater – Karol Szymanowski
(dzieło, którego nie da się opisać w słowach – trzeba go wysłuchać całym sobą)

Od artystki – kilka słów na zakończenie

Każde z opisanych tutaj dzieł dane mi było zaśpiewać – nie tylko „z partytury”, ale z duszy. Pasja Łukaszowa Pendereckiego, Stabat Mater Szymanowskiego, Mesjasz Haendla, oratoria Bacha, Rossiniego, Pergolesiego – to nie tylko tytuły zapisane w historii muzyki. To żywe doświadczenia, które w człowieku zostają na zawsze.

I choć śpiewałam kiedyś operę – a teatr, scena i dramat były moim naturalnym językiem – to właśnie muzyka oratoryjna i sakralna jest mi najbliższa. Bo w niej głos staje się modlitwą, czymś metafizycznym. Bo w niej nie trzeba grać – wystarczy być emocją.

Gdy śpiewasz te dzieła, czujesz się częścią czegoś większego – ponad tobą, ponad czasem. Nie trzeba wierzyć, by to poczuć. Wystarczy otworzyć serce.

Z całego serca zachęcam, by w Wielkim Tygodniu i Wielkanocy znaleźć choć chwilę na spotkanie z tą muzyką. By posłuchać – ale też usłyszeć.

Anna Patrys

Twoja reakcja na artykuł?

1
100%
Cieszy
0
0%
Hahaha
0
0%
Nudzi
0
0%
Smuci
0
0%
Złości
0
0%
Przeraża

Czytaj również

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2025 Highlander's Group