Artykuł Czytelnika: Nienawiść wróciła
Wyświechtane frazesy o tym, że Donald Tusk "wrócił na białym koniu" oraz że w jakiś cudowny sposób odmieni polską politykę, delikatnie mówiąc, nie polegają na prawdzie. Prawda jest bowiem taka, że wszedł w tę nieszczęsną "polską politykę" z buciorami i to zabłoconymi, po czym zaczął wytykać palcami innych, oskarżając ich, że to oni zapaskudzili dywan.
Donald Tusk jeździ po Polsce i śmieszy, tumani, przestrasza. Śmieszy tym, że nie zorientował się jeszcze biedaczek, że nie żyjemy już w 2007r. i nie ma żadnego społecznego podglebia, które mogłoby wynieść go ponownie do władzy w atmosferze triumfu i wyzwolenia spod "pisowskiej okupacji". Śmieszy także tym, jak opowiada, że to za jego rządów wybudowano "sto razy więcej" rzeczy: autostrad, dróg, stadionów, mostów, szpitali, niż to się dzieje obecnie. Tumani oczywiście tych, którzy i tak byli już dostatecznie otumanieni przez polskojęzyczne media będące w posiadaniu zagranicznych korporacji, kierujących się wyłącznie zyskiem i pragnieniem sprawowania kontroli nad społeczeństwem. Zwłaszcza starsze panie oglądające "Szkło kontaktowe" są tak zakochane w Tusku, najprawdopodobniej jako w swoim niespełnionym marzeniu o idealnym zięciu, że żadne fakty nie pozwoliłyby im przejrzeć na oczy. Przestrasza natomiast wszystkich, bo ilość złych słów i poziom złej atmosfery, jaką wprowadza, razić musi nawet najbardziej tolerancyjnych i zdystansowanych obserwatorów polskiej tzw. "sceny".
Długo by wymieniać przykłady manipulacji, kłamstw, bzdur, jakimi codziennie zalewa nas w przestrzeni publicznej ten jeden z najbardziej brutalnych i cynicznych graczy politycznych, jakich Polska miała nieszczęście doświadczyć w ostatnich 70 latach.
Rekordowym cynizmem, obliczonym na swój twardy elektorat, wykazał się w poniedziałek 5 lipca, kiedy to stwierdził na konferencji prasowej, iż namaszczona przez niego na premiera niejaka Ewa Kopacz, "miała przygotowany projekt podobny do 500+". Otóż każdy wie, że NIE miała, że wręcz przeciwnie: tego typu pomysły były przez polityków PO postponowane, wyśmiewane i odrzucane jako rzekomo nierealne. Co o tyle było prawdą, że faktycznie, przy tak zdewastowanym budżecie, do jakiego doprowadzili PO-wscy dyletanci w rodzaju Jana "Vincenta" Rostowskiego, nierealnym było wprowadzanie programów prorodzinnych i socjalnych.
Dzisiaj Tusk głównie zajmuje się wściekłymi atakami na dziennikarki, które ośmielają się zadawać mu niewygodne pytania, bronieniem swoich skompromitowanych i skorumpowanych kumpli z PO w rodzaju Sławka Nowaka oraz dalszym robieniem wody z mózgu swojemu elektoratowi, który oczywiście te kłamstwa łyka z najwyższą satysfakcją.
Tusk działa w ten sposób z dwóch powodów. Po pierwsze - w jakimś minimalnym zakresie to przynosi oczekiwany efekt polityczny. Sądzę, że Platforma O. ma jeszcze sporo do ugrania. Wszystko wskazuje na to, że polska polityka w najbliższych latach stanie się "wielobiegunowa". Zyska Lewica i na pewno Hołownia, PO utrzyma lub minimalnie powiększy swe poparcie. Straci PiS, który żeby utrzymać władzę, będzie musiał dogadać się i z przystawkami, i z Kukizem, a być może i z częścią PSL-u lub z Konfederacją.
Po drugie - Tusk nie ma innego pomysłu na funkcjonowanie w polityce. "Ten typ tak ma" - potrafi tylko przyganiać dziennikarzom na konferencjach, odpierać zarzuty i w tym jest mocny. Realne sprawowanie władzy, a tym bardziej pozytywne wpływanie na rozwój Polski nigdy go specjalnie nie interesowało, co sam przyznawał w rozlicznych wywiadach.
Zresztą nigdy nie był też samodzielnym bytem - zawsze orientował się na Niemcy. Tacy jak on myślą, że skoro oni nie potrafią funkcjonować bez niemieckiego wsparcia - to i Polska skazana jest na służebną rolę względem naszego zachodniego sąsiada. Tacy zakompleksieni frustraci zawsze mierzą innych swoją miarą i chcą przerobić innych na swoją modłę.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że nie wszyscy dadzą się po raz kolejny nabrać na te sztuczki, na te tandetne hasła o europejskości, nowoczesności, "praworządności".
Nie ma innej drogi jak tylko mozolne budowanie gospodarczej siły na bazie polskiej własności, polskiej innowacyjności i przedsiębiorczości. To, jak obecny rząd sobie z tym radzi - to temat na inną dyskusję, ale jedno można z całą pewnością stwierdzić: tylko człowiek oderwany od rzeczywistości może uwierzyć w to, że skoro Donald Tusk nauczył się angielskiego i był przez kilka lat nieudolnym szefem Rady Europejskiej (czyli w praktyce pełnił rolę funkcyjną - swoistego sekretarza), to teraz nagle na Polskę spłyną z tego tytułu jakieś bajeczne bogactwa i splendory.
Ludzie powinni w końcu zrozumieć, że w polityce znaczenie mają tylko interesy i że Unia Europejska to nie są "dobrzy wujkowie", którym tak bardzo zależy na naszym szczęściu. Wykolegują nas przy pierwszej możliwej okazji i pora, abyśmy sobie to uświadomili zanim będzie za późno. Dlatego proponowałbym takich Tusków i innych magików od badziewnej propagandy zostawić za drzwiami, a nie wozić po Polsce i obsypywać kwiatami.
Jak to głosi jedna z ostatnich popularnych reklam: powinniśmy dorosnąć.