Artykuł Czytelnika: Pierwsza Dama, czyli… „żydówa”
Wicemarszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej Ryszard Terlecki, prokurator stanu wojennego, ale wierny obecnie syn PiS-u, w trakcie posiedzenia Wysokiej Izby, prowadząc obrady mówi do jednego z posłów: „pajacu”, później „zjeżdżaj głupku”. Ekspert TVP, telewizji narodowej, prawnik Roman Sklepowicz krytykując kobiety uczestniczące w „czarnym proteście” stwierdził, że: „ładne laski idą na dyskotekę, a te, których nikt nie chce bzykać – na demonstracje”. Żeby nikt nie miał wątpliwości, że jest koneserem kobiecej urody dodał: „O Jezus, o Boże. Tak stałem i myślałem, i doszedłem do wniosku: kto to rucha? Doszedłem do wniosku, że nikt. I dlatego idą w tej manifestacji”. Telewizji „narodowej”, która płaci swoim ekspertom, żebrząc o abonament i dotacje z państwowego budżetu (więc dwa razy sięga do naszej kieszeni), nie brzydzi taki słownik eksperta. Zresztą – nie jest to żadną tajemnicą – byłego oficera WSW, co wytykają pracownicy IPN. Ale co z tego, skoro teraz ekspert Sklepowicz zweryfikował swoje byłe poglądy polityczne na bieżąco słuszne.
Pamiętam czasy, kiedy Leszkowi Millerowi wyrwała się uwaga o tym, że „mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, a nie jak zaczyna”. Oberwało mu się wówczas nieprawdopodobnie, a środowiska kobiece – i słusznie - nie pozostawiły na nim suchej nitki. Z dzisiejszego punktu widzenia ta uwaga była finezyjnym, delikatnym żartem. Andrzej Lepper, którego o delikatność nikt nie posądzał i który wsławił się m.in. stwierdzeniem, że „prostytutki nie można zgwałcić” mógłby dziś uchodzić za przykład w miarę poprawnego zachowania.
O innej Pierwszej Damie, żonie Lecha Kaczyńskiego jedna osobistość w czarnej sukience powiedziała „czarownica”. Usiłowano ten incydent jakoś rozpaczliwie przykryć, bo ta czarna sukienka, w rozumieniu „sutanna” okrywała zażywną postać Tadeusza Rydzyka. Może powinno się pisać „księdza”, może „dyrektora”, albo jeszcze inaczej, ale trudno się zdecydować, skoro nawet prawicowe gazety nie są w tej sprawie jednomyślne. Niektóre wręcz piszą „ojca Rydzyka”. Wiem, że ojca się nie wybiera, ale takiego można się go wyrzec. I wielu takiego ojca nie chciałoby nawet znać.
Widać więc jakąś tendencję. Żony prezydentów reprezentujących prawicę najmocniej są obrażane przez „mężczyzn” reprezentujących prawicowe zapatrywania. Autorem „żydówy” jest przecież Piotr Rybak, który spalił kukłę Żyda i jest z tego bardzo dumny. Nawet wyrok za ten czyn sąd zweryfikował na korzyść Rybaka po interwencji resortu sprawiedliwości. A dyrektor Tadeusz też się nigdy nie zająknął słowem przeprosin za „czarownicę”. Nie widział w tym zapewne interesu.
W tym panoszącym się w kraju chamstwie również osoby płci żeńskiej mają swój udział, żeby wspomnieć choćby Panią Profesor Pawłowicz. (Piszę „osoby płci żeńskiej”, bo nie chcę urazić kobiet, które niekoniecznie chcą być postrzegane na tle Pani Poseł Krystyny Pawłowicz jako kobiety). Kiedy nie podobało się jej wystąpienie posła Marka Balta podeszła do mównicy i powiedziała: „Spierdalaj”. Przypomnijmy, że Pani Poseł Krystyna była sędzią Trybunału Stanu, więc powinna wiedzieć, że tak się nie mówi. Jako jedyna nie wstała, gdy WSZYSCY inni posłowie uczcili powstaniem pamięć Piotra S., który ostatnio dokonał samospalenia. Jako zdeklarowana katoliczka powinna wiedzieć, jakie są normy zachowań w podobnych momentach. O swoim koledze, pośle Żelichowskim powiedziała „stary dziadyga”, o posłance Grodzkiej, że „ma twarz boksera”, co można uznać w jej wykonaniu za delikatny przytyk, taki rodzaj werbalnej pieszczoty, bo już o uczestniczkach „czarnego protestu” powiedziała „szmaty”, dowodząc, że „kto idzie na Marsz Szmat sam jest szmatą”.
Ten problem pojawił się z niezwykłą intensywnością ostatnio i drąży nas, jak nowotwór. I problem nie tkwi w tym, że ktoś użyje tzw. brzydkiego słowa. Takie istnieją w każdym języku i w każdym ich się używa. U nas jednak, w Polsce, służą one teraz do wyrażenia pogardy wobec innego człowieka, w stosunku do którego nie mamy argumentów w dyskusji. Wiemy, że to on ma rację, że jest od nas mądrzejszy, lepiej wychowany, ma lepsze maniery, więc go sponiewieramy grubym słowem, bo w chamstwie on nas nie pokona.
Sedna problemu należy upatrywać w tym, że taki sposób chamskiego zachowania jest premiowany popularnością w wielu kręgach tzw. elektoratu. A o to zabiega cham. Cham zaczyna być celebrytą, a celebryta - politykiem, który stanowi prawo. Utrzymując Sejm RP płacimy za chamstwo i inwestujemy w chamstwo. Warto sobie z tego zdawać sprawę.
O Radzie Miejskiej Jeleniej Góry można napisać i sporo dobrego, i dużo kąśliwych uwag. I na jedno, i na drugie mamy wiele dowodów. Ale – w odróżnieniu od Pani Poseł Krystyny Pawłowicz - żadna Radna, żaden Radny nie wpadł na pomysł, by żreć przy stole obrad zalatującą czosnkiem sałatkę z majonezem. Nasi radni wiedzą, że to nie wypada. Mówią czasami głupoty, walczą z halloween, składają jakieś irracjonalne interpelacje, nieprzemyślane wnioski, itp., ale – mam nadzieję – że żaden z nich nie wpadnie na pomysł, żeby być chamem i zyskać w ten sposób sławę równą posłom (niektórym).
Niestety – czasy się zmieniają. Dawniej, to znaczy w czasach II Rzeczypospolitej, do której wzdycha tzw. prawica, ktoś, kto stawał się chamem, tracił tzw. zdolność honorową. Nikt mu nie podawał ręki, nie mógł nikogo wyzwać na pojedynek, bo z chamem nikt do pojedynku nie wystąpił. Cham to był nikt. Brzydko pachnące powietrze.
Dziś idę o zakład, stawiając – jak to mówią Amerykanie – dolary przeciwko orzechom – że jeśli PiS wpisze w kolejnych wyborach jako kandydatkę choćby Krystynę Pawłowicz, to ona na tej liście z pewnością zdobędzie największą liczbę głosów. Kluczem do zwycięstwa będzie jej chamstwo. I to jest przerażająca konstatacja…