Artykuł Czytelnika: PoRozumieNie zostało już nic
Dla wielu obserwatorów tzw. życia politycznego ta postać (wicepremier Gowin) jest szczególna, bo i obłuda z niej emanująca bywa miary niezwykłej. Miał Gowin swoją szansę kilkakroć – choćby jako minister rządu PO, ale i jako wicepremier rządu PiS. Z pewnością do historii polityki przejdzie jego powiedzenie, „głosowałem za, ale się nie cieszyłem” i widok z sali plenarnej Sejmu, kiedy po głosowaniu zgodnym z wytycznymi prezesa wicepremier jego rządu siedzi zamyślony jak Stańczyk, z głową podpartą na dłoni, „bo się nie cieszy”.
Problem w tym, że Stańczyk był na etacie mądrego błazna i taką pozę mógł (przynajmniej na obrazie Matejki) przyjmować, albowiem nie mógł mieć wpływu ani na decyzje władcy, ani też na skutki z tego płynące. Domniemywał, że skutki będą fatalne, ale z pozycji błazna mógł tylko czekać na rozwój wypadków. Gowin jest na etacie Prezesa, a właściwie – na krótkiej smyczy Prezesa, więc udawanie Stańczyka jest żenujące. A może po prostu lubi być na takim etacie i dobrze się na nim czuje, tylko, że nie jest oryginałem błazna, a marną kopią?
A przecież jest niegłupi, więc pewnie zna powiedzenie, że „jeśli nie wiesz, jak się zachować, to po prostu zachowaj się przyzwoicie”. Tyle, że jest niegłupi, więc wie, że w dworskim życiu Prezesa jest miejsce na wszystko – skuteczność, intrygę, tupet, arogancję, ignorancję, bezczelność i chamstwo, ale dla przyzwoitości miejsca zabrakło. Wicepremier więc – mimo, że w garniturze – woli wykonywać różne szpagaty, ale na tyle bezpieczne dla niego, żeby nie drażnić władcy.
Każdy ma prawo do zachowań, jakie uznaje za stosowne, ale musi się też liczyć z tym, że każdy ma prawo takie zachowania postrzegać i oceniać. Nowa inicjatywa Gowina – założenie nowej partii, trzeciej w okresie kilku lat, do której należy - jest właśnie kolejnym, oczywistym aktem wazeliniarstwa, mającym na celu przeciągnąć tych, którzy nie potrafią się porozumieć (vide – dzisiejsza opozycja), do tych, którzy lubią czuć nad sobą bat prezesa. Gowin lubi, bo mu się to opłaca. A dla poklasku naiwnych potrafi się nawet „nie cieszyć” z tego co sam, z własnej nieprzymuszonej woli wyczynia. Czy to nie jest perfekcyjnie żałosne?
A o „totalnej opozycji” z jej „totalną propozycją” niebawem.