Artykuł Czytelnika: Schizofrenia parlamentarna, a drzew żal…
Kilka dni później jeden z szeregowych posłów, nazwiskiem Kaczyński przebąkuje, że ustawa jest niedobra i wymaga zmian. I znowu wszyscy przedstawiciele mówią, że wymaga zmian. Też jednogłośnie. Nagle zmądrzeli. Ale nie na tyle, żeby coś zrobić, bo szeregowy Kaczyński nie powiedział, co można.
Po czym Premier Rządu RP mówi, że ustawa w takim, bardzo niedoskonałym kształcie nie byłaby przyjęta, gdyby opozycja (której większość sejmowa nie wpuszczała wówczas do Sali Kolumnowej, gdzie odbywało się głosowanie) chciała debatować. Ale ona (opozycja) nie chciała, bo jej nie wpuszczono. Faktem jest więc, że nie debatowała, jako że była nieobecna, co oznacza, że Pani Premier podniosła słuszny zarzut.
Opozycja zgłasza więc poprawioną wersję ustawy, chcąc jak najszybciej przerwać rzeź drzew, ale większość parlamentarna (ustami szeregowego posła) mówi, że nie będzie debatować nad projektem opozycji. Będzie bowiem miała swoją wersję poprawek, lepszą, ale później o tydzień czy dwa. O tyle przedłuży się agonia polskiej przyrody.
Każdy myślący człowiek nie ma żadnych wątpliwości, że ten czas (tydzień czy dwa) jest potrzebny komuś ważnemu, kto nie zdążył jeszcze wyciąć wszystkiego, co chciał, a dla którego powstała ta ustawa. Szeregowy Kaczyński mówił właśnie o tym, że w ustawie widać ślady lobbingu, więc miał świętą rację.
Większość ma zawsze rację – jak mówi tenże szeregowy poseł, dobre skądinąd panisko, o czym też sam mówi (o sobie). Szkoda tylko, że nie ma już drzew, które przez sto – dwieście lat swego bytu widziały i słyszały nie takie teksty.