Czwartek, 21 listopada
Imieniny: Janusza, Konrada
Czytających: 9602
Zalogowanych: 63
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Artykuł Czytelnika: To jak najbardziej nasza wojna!

Autor: Aligator
Poniedziałek, 6 lutego 2023, 20:10
Pełen półprawd, manipulacji, a także niestety kłamstw i bzdur, tekst pana Krzysztofa Sługockiego pt. "To nie nasza wojna!" zamieszczony niedawno na jelonkowym "Rykowisku" stanowi modelowy przykład propagandy w zadziwiający sposób zbieżnej z narracją Putina i dlatego zasługuje nie tylko na wyróżnienie, lecz także na stanowczą, merytoryczną polemikę. Nie można bowiem pozwolić, by takimi nieodpowiedzialnymi tezami mącono ludziom w głowach i wprowadzano ich w błąd co do zasadniczych kierunków strategii obranej przez polskie państwo (nawet ponad podziałami politycznymi).

Najpierw spróbujmy - co zapewne niektórym wyda się niemożliwe lub bezsensowne - po kolei skomentować to, co pisze pan Sługocki.

Przyczyn wojny na Ukrainie upatruje on nie w imperialnej, agresywnej polityce Rosji, którą znamy od początków istnienia tego państwa (przypominam zniszczenie i złupienie republiki Nowogrodu Wielkiego w II połowie XV w.), lecz w rzekomych błędach państw Zachodu. Wychodzi na to, że wobec niczym nieusprawiedliwionej napaści Rosji na Ukrainę stosuje podejście "może nie popieram, ale rozumiem".

Pan Sługocki wymienia:

"Czynniki które doprowadziły do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego to rozszerzenie NATO na wschód, rozszerzenie Unii Europejskiej, finansowanie przez USA kolorowej rewolucji na Ukrainie."

O ile mi wiadomo, Ukraina nie została przyjęta ani do Unii Europejskiej, ani do NATO, choć bardzo by tego chciała. To właśnie decyzja o nieprzyjęciu Ukrainy do Paktu Północnoatlantyckiego, pomimo aspiracji tego państwa, przyniosła fatalne skutki, które wszyscy widzimy w postaci inwazji rosyjskiej. Rosjanie nie odważyliby się rozpocząć konfliktu z NATO, dlatego właśnie należało przeprowadzić proces akcesyjny wtedy, gdy Rosja nie była jeszcze odpowiednio przygotowana do ataku (dopiero niedawno "uporała się" z Czeczenią i jeszcze nie zdążyła utuczyć się na sprzedaży surowców). Wszyscy płacimy więc dzisiaj cenę za uległość i zbyt duży poziom zaufania pokładany w Moskalach.

Pan Sługocki pisze:

"To był moment przełomowy dla Rosji, która nie mogła już tego tak zostawić ze względu na przesunięcie stref wpływów i realne zagrożenie dla Rosji ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo państw które zostaną członkami NATO."

To jest bezwstydna manipulacja. Co to znaczy, że "nie mogła tak zostawić"? Po pierwsze - czy NATO jest sojuszem ofensywnym, wymierzonym przeciwko Rosji? Nie, składa się on z państw, których stosunek do tego agresywnego mocarstwa jest różny, natomiast doktryna wojskowa Sojuszu ma charakter wyłącznie obronny. A już na pewno taki charakter ma doktryna państw sąsiadujących z Rosją. Rosja już przecież graniczy z państwami NATO, np. z Polską, i co? Czy Polska w jakikolwiek sposób zagrażała Rosji? Wręcz przeciwnie, politycy polscy za rządów koalicji PO-PSL prześcigali się w umizgach do władców Kremla. Radosław Sikorski zapraszał Rosję do NATO, widział w niej partnera. Oficjalne instytucje państwowe odpowiedzialne za kreowanie polityki zagranicznej Rzeczypospolitej Polskiej publikowały rozprawy o tym, jak to wspólnie z Rosją można "budować architekturę bezpieczeństwa w Europie".

Po drugie - jak to "bezpieczeństwo" wygląda - widzimy na Ukrainie. Niektórzy złudzeń co do Rosji nie mieli nigdy, a niektórzy chyba czekają, aż zaatakuje ona Polskę i nawet wtedy nie ma gwarancji, że się opamiętają, licząc być może na jakieś uznanie w oczach agresora. Jak na razie nie potrafią odróżnić atakującego od zaatakowanego i zachowują się jak ten, kto usprawiedliwia gwałt na kobiecie, która ich zdaniem sprowokowała bandytę zbyt krótką spódniczką.

Dalej pan Sługocki pisze tak:

"Rok 1997 szczyt w Paryżu, podpisanie między Rosją i NATO deklaracji o nie umieszczaniu broni jądrowej w nowych państwach NATO przyjętych po roku 1997."

Znowu można sobie zadać pytanie: po co pan o tym przypomina? Jaki to ma sens? Przecież żadna broń jądrowa w tych państwach nie występuje, więc NATO dotrzymało umowy. Pytanie czy słusznie, skoro Rosja łamie wszelkie normy i podpisane układy, choćby memorandum budapesztańskie, o którym jakoś dziwne pan nie wspomina? Poza tym nawet teraz to nie NATO jest kluczowym aktorem powstrzymującym dalszą ekspansję wojsk rosyjskich, lecz kilka państw zachodnich, które widzą w tym interes.

"Stany Zjednoczone i bazy NATO to tak naprawdę hegemonia i chęć opanowania całego świata, a w dalszej perspektywie zaprowadzenie tzw. Nowego Porządku Świata (New World Order)"

Zapomniał pan jeszcze dodać coś o szczepionkach i glifosacie, wtedy okazałby pan nam pełnię szurostwa. Szkoda, że w taki sposób nie przypomina pan o planach snutych przez niejakiego Dugina i innych "strategów" moskiewskich.

Może ustalmy jedno, drogi pani Sługocki. Otóż takie kraje jak USA, Polska czy Ukraina - jakkolwiek możemy długo mówić o ich słabościach - to jednak są jeszcze krajami demokratycznymi. Oznacza to, że o tym, co się dzieje na ich terenie, nie decyduje Putin, lecz społeczeństwa tych krajów. Niech pan zatem łaskawie wsadzi sobie w d*** wynurzenia o tym, że Rosja musiała dokonać agresji na Ukrainę, by zabezpieczyć swoje "strefy wpływów". Takie zjawisko, jak strefy wpływów, oczywiście istnieje, ale tak się składa, że zarówno Polacy, jak i Ukraińcy, chcieliby należeć do amerykańskiej strefy wpływów. A wie pan dlaczego? Otóż nikt tego lepiej nie wyraził jak - niewykluczone, że jeden z pańskich idoli - Grzegorz Braun, który stwierdził kiedyś, iż "woli do McDonald'sa niż do łagru". Bo pomimo różnych kontrowersyjnych akcji wojskowych, których dokonali Amerykanie, jest to państwo szanujące prawa człowieka, wolności obywatelskie, praworządność i nie da się tego w ogóle porównać z "ruskim mirem", czyli syfem i dyktaturą panującą w Rosji. Dla każdego rozumnego człowieka wybór powinien być oczywisty, zwłaszcza że w przypadku sojuszu z USA jest to faktyczny wybór, z którego można zrezygnować, natomiast "przyjaźń" z Rosją zazwyczaj ma charakter przymusowy i źle się kończy. Kojarzy pan np. PRL?

"I co między tymi potęgami robi Polska? Kraj biedny, zadłużony, z ogromnym niżem demograficznym, bez potężnej armii. Polska z niewydolnym systemem emerytalnym, kulejącą służbą zdrowia i tak dalej."

Gdyby Ukraińcy tak myśleli, to już dawno by nie istnieli jako odrębny naród i państwo. Przypomnijmy, jakie plany wobec Ukrainy ma Putin. Mniej więcej odkąd stało się jasne, że Ukraińcy mają czysto niepodległościowe i prozachodnie aspiracje, czego dowiedli na Euromajdanie, celem Rosji jest już nie tyle podporządkowanie tego państwa poprzez ustanowienie marionetkowych władz, co jego całkowite zniszczenie, a już na pewno taki cel jest przypieczętowany od grudnia 2021r. Gdyby Ukraina zachowała się tak, jak nakazują "realiści", to podzieliłaby los Czeczenii. Przypominam, że Rosjanie zrównali z ziemią Grozny i zabili co najmniej kilkadziesiąt tysięcy Czeczenów. Ponieważ na Ukraińców, jako zdrajców "wszechrusi", są jeszcze bardziej wściekli, można się spodziewać, że mogłyby zginąć setki tysięcy cywilów. Wystarczy zobaczyć, jak wygląda teraz Mariupol czy Melitopol.

"Stacjonujące wojska amerykańskie kontrolują większą część świata mając realny wpływ na wszystko co się dzieje w danym regionie."

Nie na wszystko, tylko na sprawy strategiczne, wojskowe i częściowo także gospodarcze. Co wychodzi wszystkim tylko na korzyść. Każde państwo, które ma u siebie stałe bazy wojskowe USA, tylko na tym zyskuje. Wystarczy spojrzeć na Koreę Południową, Japonię czy Niemcy. Ale może panu bliżej jest do Korei Północnej?

"Koszty utrzymania armii amerykańskiej ponoszą kraje w których one stacjonują."

Tylko częściowo. A państwo, które posiada u siebie takie bazy, zyskuje bardzo dużo.

"Nie bez znaczenia jest również to, że np. stacjonujący w Polsce żołnierze amerykańscy nie podlegają polskiemu prawu. Jeśli np. stanie się wypadek samochodowy, który spowoduje żołnierz obcych sił, a będzie on jeszcze pijany i doprowadzi do śmierci niewinne osoby, w myśl polskiego prawa nie spadnie mu nawet włos z głowy"

Pan bezczelnie kłamie. Czytelnicy mogą zapoznać się z faktami choćby pod tym linkiem: https://www.rp.pl/mundurowi/art653331-amerykanski-zolnierz-w-polsce-jakim-przepisom-podlega

"To Stany Zjednoczone zainwestowały w Ukrainę i mają w tym interes aby pobić Rosję. Rosja oczywiście w całym tym konflikcie nie jest osamotniona. Przede wszystkim jeśli chodzi o kraje europejskie to ciche wsparcie otrzymuje od Niemiec, które pamiętamy - od początku tego konfliktu - podejmowały decyzje neutralne albo wręcz przychylne Rosji."

To jest prawda. Niemcy to cwane gapy, które stoją w rozkroku. Z jednej strony chcieli, by USA poprzez NATO gwarantowały im bezpieczeństwo, dzięki czemu nie musieliby utrzymywać dużej armii, a z drugiej strony spółkowali z Rosją. Ich celem było i jest uzyskanie pełnej dominacji w Europie: gospodarczej, politycznej, a pewnie także i kulturowej, czyli germanizacja Europy. Realizowali misterny plan, zgodnie z którym efekt ten zapewnią im tanie surowce z Rosji oraz tania siła robocza m.in. z Polski. Co czyni go jeszcze bardziej ohydnym, Niemcy kreują się przy tym na mocarstwo moralne, mimo że nie poczuwają się do winy ani za zbrodnie popełnione w czasach II wojny światowej, ani do współsprawstwa za sfinansowanie wojny Putina.

Co w tym wszystkim powinna zrobić Polska? Właśnie dokładnie to, co robi, nie posuwając się do żadnej ze skrajności. Przyjęliśmy ukraińskich uchodźców, bo byli to prawdziwi uchodźcy, pozytywnie nastawieni do Polski, a nie hordy islamistów nienawidzący Zachodu. Oddajemy starą broń, która i tak za jakiś czas nadawałaby się tylko na złom. W jej miejsce kupujemy nowoczesne uzbrojenie. Owszem, kosztuje to dużo, ale może dzięki temu nie będzie już można powiedzieć, że "nie możemy obronić się przed Rosją, bo mamy za słabą armię"?

Jaką strategię proponują nam bowiem panowie Sługocki i Sykulski (ten drugi to znany na Youtubie "naukowiec", doktor, zajmujący się geopolityką)? Otóż strategię zbieżną "toczka w toczkę" z tym, co mówi Rosja. Ogłosić neutralność i walczyć z "imperializmem amerykańskim" oraz "ukrainizacją". Dokładnie to, co sufluje nam Rosja.

Według Sykulskiego powinniśmy kierować się zasadą "zero wrogów wśród sąsiadów". Jest to powrót do przedwojennej polityki Becka "grania na dwóch fortepianach" i "trzymania równego dystansu" wobec Niemiec i ZSRS. Jak to się skończyło - wszyscy pamiętamy.

Zamiast przyswajać bzdury panów S. i S. przyjrzyjmy się naszemu położeniu geopolitycznemu i spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie, co z niego wynika.

Otóż nie od dzisiaj, lecz od ponad 300 lat, głównym strategicznym zagrożeniem dla Polski jest Rosja. Pan dr Sykulski twierdzi inaczej, ponieważ, jak opowiadał niedawno w swoim podcaście, jako student był w Rosji i zaobserwował tam, że Polska Rosjan prawie w ogóle nie obchodzi i że oprócz relacji handlowych nie ma ona wobec nas żadnych złych zamiarów w postaci np. roszczeń terytorialnych. Szkoda, że nie policzył, ile razy w ciągu ostatnich kilkunastu lat Rosja podczas manewrów "Zapad" ćwiczyła atak jądrowy na Warszawę. Poza tym Pan Sykulski jako znawca geopolityki woli się zajmować homoseksualistami niż pomijanymi przez siebie faktami związanymi z rosyjską polityką imperialną - twierdzi bowiem, że o wiele większym zagrożeniem niż Moskale jest dla nas... ruch LGBT.

Doktryna i ideologia obowiązująca w Rosji, jak i polityczno-kulturowa mentalność Rosjan jest antyzachodnia, antypolska i antynatowska. To przede wszystkim Rosjanie uważają nas za swoich wrogów. My, tzn. Zachód i prozachodni politycy w Polsce, próbowaliśmy wiele razy potraktować Rosję jako "partnera". Rosja jednak w stosunku do państw naszego regionu widzi siebie w roli imperatora, niepodzielnego władcy, a nas w roli poddanych. Celem Rosji jest bycie partnerem - owszem, ale wobec Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, a zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Status imperialny uzyskany kosztem suwerenności państw Europy Środkowo-Wschodniej jest jej potrzebny właśnie po to, by mogła wraz z wymienionymi mocarstwami ustanawiać reguły gry na kontynencie i czerpać z tego profity. To właśnie dlatego Rosjanie zaatakowali Ukrainę - bo nie mogli znieść tego, że Ukraińcy nie chcieli podporządkować się Moskwie, woleli zwrócić się ku Europie i sami wybrali sobie prezydenta, który wiedzie ich w tym kierunku. Bez Ukrainy Rosja nie będzie nigdy imperium, a Rosja nieposiadająca statusu imperium nie jest istotna dla mocarstw zachodnich. Stąd determinacja rosyjskiej armii i gotowość poniesienia dużych strat.

Jeśli jednak Rosji uda się pokonać Ukrainę, będzie to oznaczało rekonfigurację układu sił w regionie, oczywiście na naszą niekorzyść. Gdyby w marcu zeszłego roku padł Kijów, bylibyśmy otoczeni przez wojska rosyjska, a Zachód nie miałby tak dużej wiary jak dzisiaj w możliwość odparcia rosyjskiego ataku. Możliwe, że zakończyłoby się to ustępstwami dokonanymi naszym kosztem. Przypominam, że ultimatum Putina dotyczyło właśnie żądania wycofania wojsk NATO z Polski i państw bałtyckich. Czyli dokładnie to, do czego zmierza pan Sykulski, a za nim powtarza pan Sługocki. Pan Sykulski zainicjował nawet akcję "Stop amerykanizacji Polski". Wyobraźmy sobie realizację takiego scenariusza, że oto Amerykanie decydują się na izolacjonizm i całkowite "désintéressement" sprawami naszego regionu. Chyba nie trzeba tłumaczyć, że oznaczałoby to, że niedźwiedź rosyjski natychmiast wziąłby nas w swoje łapska i wypruł z nas flaki? Ma ktoś jeszcze co do tego jakieś wątpliwości, patrząc na to, co się dzieje w Donbasie? Kto w ogóle wpada na takie pomysły?!

Naszym żywotnym interesem jest obecność w NATO, wzmacnianie tej struktury, konsolidowanie jej oraz maksymalne jak tylko się da wzmacnianie sił zbrojnych RP, nawet dużym kosztem finansowym, bo bezpieczeństwo, a przy okazji status Polski jako znaczącej regionalnie siły militarnej, są najważniejsze. Tymczasem pan Sługocki mówi nam, żebyśmy tego nie robili, bo nie leży to w naszym interesie i jest zbyt drogie.

Czy pan Sługocki ma zamiar czekać, aż otrzyma w pysk od Putina? A może marzy mu się posada gubernatora obwodu karkonoskiego z moskiewskiego namaszczenia? Powinien się zapoznać z historią niejakiego Kyryła Stremousowa.

Tymczasem należy nieustannie przypominać: Polska jest w takim położeniu, że w obecnej sytuacji nie może ogłosić neutralności, bo neutralność de facto oznaczałaby ułatwienie ekspansji rosyjskiej również na nasze terytorium, tym bardziej jeśli miałoby to wiązać się z polityką antyamerykańską realizowaną w imię rzekomej "niepodległości" od wpływów USA (spokojnie, Amerykanie szanują naszą niepodległość jak mało kto - w zasadzie to należy się obawiać, że zostawią nas sobie samym, a nie tego, że zaczną nas "okupować") oraz podsycaniem waśni polsko-ukraińskich.

Twierdzenia rozmaitych panów Sykulskich, jakoby Ukraina była państwem spisanym na straty, jak widać nie mają pokrycia w rzeczywistości. Ukraina dzięki zachodniej pomocy dość dobrze sobie radzi z barbarzyńską nawałą. Amerykanie nie zostawili jej samej, mimo że nie mają wobec niej w zasadzie żadnych formalnych zobowiązań.

Pokój i dobrobyt w naszym regionie Międzymorza, a szerzej Trójmorza, może zapewnić tylko ścisła współpraca i dobrosąsiedzkie relacje między naszymi krajami, wspólne rozwijanie potencjału obronnego, wzmacnianie sojuszu z państwami anglosaskimi, konsolidowanie NATO oraz inicjatywy dokonywane bilateralnie, oczywiście to wszystko w celu zduszenia imperialnych zakusów Moskowii. Choćby na przykład pomysł ściślejszego sojuszu Polski i Ukrainy jest świetny, choć problematyczny, pełen ukrytych pułapek. Na pewno nie może oznaczać on dominacji jednej strony nad drugą, a więc żadnej "ukrainizacji" Polski, jak i "polonizacji" Ukrainy, czego z historycznych powodów Ukraińcy też się obawiają. Sprawa Wołynia oczywiście musi być rozwiązana w taki sposób, ażeby Ukraińcy w większym stopniu podzielili naszą wrażliwość, natomiast my powinniśmy być gotowi przyznać, że II Rzeczpospolita stanowiła dla nich formę okupacji (co w żadnym razie nie usprawiedliwia rzezi wołyńskiej, a jedynie częściowo wyjaśnia kontekst, w jakim do niej doszło).

Dzisiaj natomiast powinniśmy wspierać Ukrainę jak to tylko jest możliwe. Właśnie tak, jak przyznają to sami Ukraińcy, "czasem bardziej niż my sami". Każdy rozwalony ruski "tank" i zabity ruski "sołdat" to dla nas kolejne dni, tygodnie i miesiące trwania jako suwerenne państwo, mające perspektywy na przyszłość, a nie będące tylko rosyjsko-niemieckim popychadłem i "kondominium". Ukraińskim żołnierzom, prezydentowi Zełeńskiemu, generałowi Załużnemu należy się nasza wdzięczność i szacunek, gdyż to oni w lutym i marcu 2022r. uratowali naszą niepodległość, uratowali Polskę.

Myślę, że jeżeli jeszcze raz Kijów będzie zagrożony, Polska powinna zaoferować wysłanie na pomoc Ukrainie złożonego przynajmniej z ochotników kontyngentu wojskowego, o ile uzyska pełne wsparcie materialne i polityczne natowskich sojuszników. Od razu uprzedzam wszelkie głosy w rodzaju "skoro się tak palisz, by pomagać Ukrainie, to czemu nie jedziesz na front pod Bachmut"? Otóż tego typu rozumowanie i uwagi są po prostu idiotyczne. Na tej samej zasadzie można każdy pogląd sprowadzić do absurdu - czemu krytykujesz wykonawców na Eurowizji, skoro sam nie zaśpiewałbyś lepiej. Żołnierze są przeznaczeni do tego, by zwalczać naszych wrogów i zabezpieczać interesy Polski, a to właśnie może mieć miejsce na Ukrainie - na pewno w o wiele większym stopniu niż działo się to np. w Iraku i Afganistanie, a jednak polscy żołnierze tam byli i ginęli.

Mam nadzieję, że okaże się to niepotrzebne, ale jednego możemy być pewni - panom S. na pewno nie będzie w smak żadna inicjatywa, która miałaby zmierzać do osłabienia Rosji.

Twoja reakcja na artykuł?

14
35%
Cieszy
8
20%
Hahaha
5
13%
Nudzi
0
0%
Smuci
9
23%
Złości
4
10%
Przeraża

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group