Artykuł Czytelnika: Trzej muszkieterowie
W trakcie dzisiejszej (28.12) sesji Leszek Wrotniewski został niespodziewanie (dla niektórych) zgłoszony jako kandydat na przewodniczącego Rady Miejskiej. Z tej funkcji ta Rada go niedawno odwołała, mając pewnie sporo ku temu powodów. Dziś go powołała, mając pewnie jakieś inne powody.
Można powiedzieć, że „suweren lokalny” ma takie władze, jakie sobie sam tworzy, bo w końcu ludzie powinni wiedzieć na kogo głosują w wyborach powszechnych. Wprawdzie obowiązująca wciąż ordynacja wyborcza nie pozwala na pełnienie funkcji radnego w gminie, w której się nie zamieszkuje, ale … kto dziś przestrzega jakiegokolwiek prawa? Z tej trójki muszkieterów tylko Kamiński ma tytularne prawo do bycia radnym, dwaj pozostali sobie to prawo przypisali, przekonując, że są tak mocno związani z Jelenią Górą, że nie wyobrażają sobie, że mogliby być radnymi w Jeżowie i w Podgórzynie. Zgadzają się z tą tezą mieszkańcy obu tych gmin – oni sobie też nie wyobrażają, żeby reprezentowali ich Wrotniewski i Miedziński. Co do tego panuje pełna zgoda. Mieszkańcom Jeleniej Góry wyobraźnia widać pozwala na więcej. Przyjmują zapewne tezę o mocnym związaniu z Jelenią Górą obu wspomnianych, bo co wiąże mocniej, niż nieopodatkowana dieta radnego?
Podczas sesji doszło do kilku zabawnych incydentów, które dobrze świadczą o determinacji autorów tego happeningu. Otóż Wrotniewski postanowił wziąć udział w głosowaniu na przewodniczącego (czyli w swojej sprawie), a sprzeciw radcy prawnego uciszył Miedziński (który przezornie dał się wcześniej wybrać na szefa komisji skrutacyjnej w tym głosowaniu). Miedziński stwierdził, że opinie co do tego, czy można na siebie głosować są niejednoznaczne i dopuścił Wrotniewskiego do oddania głosu, czemu się nie sprzeciwił Józef Kusiak (były prezydent miasta, członek klubu SLD, prowadzący tę sesję), bo był pewnie zajęty myśleniem o swoich sprawach.
Miedzński dodał, że teraz trzeba głosować, a potem może się sprawą zająć „organ właścicielski”. Niekoniecznie wiedział co mówi, bo sprawą oceny prawnej uchwały powinien się zająć „organ nadzorczy”, a nie „właścicielski”, bo póki co samorząd nie jest niczyją własnością, chociaż Dobra Zmiana ma w tej sprawie swoje zapatrywanie.
I jakoś się tak złożyło, że Wrotniewski wygrał głosowanie JEDNYM głosem. Było tajne, więc nikt nie wie, czy to był jego głos, czy też on sam głosował przeciwko sobie, bo przecież i tak się mogło zdarzyć… Okres Bożego Narodzenia i Święto Trzech Króli to przecież okres cudów, więc niczego wykluczyć nie sposób.
O Wrotniewskim i Miedzińskim sporo słychać, szczególnie od niesławnego zjazdu PO w Karpaczu, gdzie – jak fama głosi – zapisali się do tzw. frakcji Protasiewicza, gustującego w małych buteleczkach w samolotach. Jak wiadomo, lot samolotem może upośledzać błędnik i Protasiewicz padł ofiarą tej przypadłości. A że Schetyna jednak przejął PO, to marginalizacja obu „polityków” nastąpiła szybko. W partii już nie mogą podejmować kreciej roboty, to uprawiają swoje hobby w samorządzie.
Kamiński z kolei, przedstawiany w różnych publikacjach, jako „sekretarz na walizkach” (odwołany z Gminy Piechowice), albo „utytułowany poeta” (powołany na tę samą funkcję w Janowicach Wielkich) nareszcie ma swoje pięć minut w Jeleniej Górze. Atos, Portos i Aramis walczą o naszą lepszą przyszłość. Dumas by tego nie wymyślił.