Artykuł Czytelnika: WYBIERAMY (?)
Ale przejdźmy do meritum. Na takie przepisy wyborcze – jeszcze bardziej upartyjnione przez ostatnie zmiany w przepisach – nie mamy obecnie wpływu. Co zatem zrobić? Czy musimy poddać się i wybierać między dżumą a cholerą? Z moich obserwacji wynika, że popełniamy podczas wyborów (nie tylko samorządowych) dwa zasadnicze błędy:
1) sugerujemy się tym, co mówią inni, koledzy w pracy, media, sondaże i na ich podstawie nie tyle może weryfikujemy poglądy, co zniechęcamy samych siebie i innych, powtarzając: „na tego bym zagłosował, ale on nie ma szans”. W rezultacie obawiając się tzw. Straconego głosu, oddajemy go na „mniejsze zło”, czyli przeciwko temu, kogo bardziej nienawidzimy. (Tu pojawia się inny mechanizm psychologiczny – nasze wybory bardzo często nie mają nic wspólnego z racjonalnością a są jedynie grą emocji – wykreowanych przez media).
Proponuję tym razem zagłosować zgodnie z przekonaniem – bez kalkulacji politycznych. Wówczas może okazać się, że kandydaci „bez szans” przekroczą próg wyborczy i wejdą do rady miasta, czy sejmiku. Nie bójmy się głosów „straconych”. Oddawanie ich na „mniejsze zło” jest większą stratą.
2) głosujemy na osoby, a nie na listy, często na znanych nam i lubianych społeczników, powtarzając z uporem maniaka: „nie głosujmy na jedynki”. To się nie sprawdza. Zachodzi banalnie prosty mechanizm – głosy znajomych oddane na pana Wieśka i panią Alę z dalszych miejsc podzielą się, gdy tymczasem znana powszechnie i medialnie „jedynka” zbierze głosy tych mniej zorientowanych. Zdarzają sie wyjątki, niemniej są ich śladowe ilości. Wchodzą „jedynki” i tyle. Gdyby była ordynacja większościowa i każdy startowałby samodzielnie (jak jest w wyborach prezydenckich), to faktycznie głosy podzieliłyby się sensownie. W tej ordynacji wystawianie fajnych ludzi na dalszych miejscach służy wyłacznie nazbieraniu głosów na listę, zeby przekroczyć próg wyborczy. Wchodzą „jedynki”.
Proponuję zatem przyjąc takie założenie: jeśli mogę z czystym sumieniem oddać głos na jedynkę – mogę głosować na dowolnego dalszego na liście kandydata, Jeśli nie – wybieram inną listę. Głupie? Tak jak ordynacja :D
P.S. Na marginesie od kilku lat dręczy mnie pytanie, czy w ramach jednej listy ilość głosów na kandydata ma znaczenie, czy też ustalenia tego, kto zasiądzie w radzie i sejmiku, dokonują się gdzieś w kuluarach.