Artykuł Czytelnika: Życzliwie w gębie, obłudnie w realu
Na początku wojny wielu z ministrów demonstrowało swoją życzliwość, jechało do Przemyśla i rozdawało pomidory czy jabłka, pławiąc się w swojej dobroci. Potem pokazały się schody, bo kiedy z sondaży opinii publicznej można było wnosić, że pomoc niesiona Ukraińcom aż tak bardzo punktów nie przynosi w rankingach, to i żywiołowa pomoc się skończyła.
Ale nie wszystkim, bo na przykład premier Morawiecki nieustannie i stanowczo rugał Niemców, że nie dość szybko oddają czołgi. Prezydent Duda jeździł do Kijowa i ściskał się z Prezydentem Ukrainy, zapewniając, że jakby co, to będziemy gonić Francuzów do niesienia pomocy i będziemy sumieniem Europy w sprawach Ukrainy. Otworzymy Ukrainie drogę do UE, którą sami wyjdziemy żegnając Unię.
Ale…
Deklaracje – deklaracjami. W polskich realiach najprostsza sprawa Ukraińców toczy się, jak po grudzie. Dla przykładu: jeden z Ukraińców wystąpił o zgodę na pobyt czasowy, tzw. kartę pobytu. Zgodnie z przepisami decyzję w tej sprawie powinien otrzymać w ciągu 90 dni. Pozytywną. lub negatywną, ale zawsze jakąś. Czeka trzeci rok, urzędnicy z Urzędu Wojewódzkiego „życzliwie” mu podpowiadają, że lepiej będzie, jak złoży drugi wniosek, bo cholera wie, co się stało z tym pierwszym. A że złożenie wniosku kosztuje „tylko” 440 zł, to mu się powinno opłacać złożenie drugiego, a nie wyczekiwanie na „świętego nigdy” na tę pierwszą.
Drugi Ukrainiec, ku swemu zdziwieniu dostał decyzję o przyznaniu „karty” rzeczywiście po kilku miesiącach, ale za to na samą „kartę”, czyli kawałek plastyku czekał 3 miesiące. Potem miał czekać jeszcze dwa, a potem jeszcze jeden, i jeszcze jeden. Kiedy pisał prośby, żeby się dowiedzieć, czy dostanie „kartę” zanim skończy się jej ważność bywał upominany (na piśmie),żeby nie pisał, bo to niczego nie przyspieszy, a wręcz odwrotnie. Urzędnicy muszą się skupić na odpisywaniu na jego durne listy, a nie mają już głowy, żeby zająć się „kartą”., więc to z jego winy wszystko się spóźnia..
Trzeci Ukrainiec też czekał 7 miesięcy na samą „kartę” i kiedy dostał informację, że JUŻ jest do odbioru, wsiadł do pociągu przed 5 rano, żeby pojechać do Wrocławia. „Kartę” można bowiem odebrać tylko tam, w DUW. Wydawało mu się, naiwnemu, że jak stanie przed siódmą przez DUW, otwieranym o dziewiątej, to poczeka najdalej ze 3 – 4 godziny i odbierze kawałek plastyku. Ale to tak nie działa… Pozostał więc w hotelu we Wrocławiu na noc, żeby nie jeździć jak głupek po całym Dolnym Śląsku. Poszedł pod DUW o godzinie pierwszej w nocy, był już siódmy w kolejne, odstał swoje osiem godzin i już ma tę kartę, wyczekiwaną od pół roku.
Zapytaliśmy, czy tych „kart” nie można obierać w Biurze Paszportowym, istniejącym w każdym większym mieści przedstawicielstwie DUW. Nie można, bo takie są przepisy. A czy można zmienić przepisy? Nie można, bo jesteśmy zajęci strofowaniem Niemców, którzy znowu się ociągają z pomocą dla Ukrainy, a ciśniemy też Amerykanów, żeby tych „himarsów” dali więcej. Zarobieni po prostu jesteśmy…