Artykuł Czytelnika: Park Zdrojowy – czyli jak (nie) dbać o perłę Cieplic

Remont był. Efekty utknęły w błocie.
Warto przypomnieć, że Park Zdrojowy w Cieplicach przeszedł gruntowną rewitalizację, która pochłonęła około 15 milionów złotych. Z tej kwoty 5 milionów złotych pochodziło z budżetu miasta, a pozostałe środki – z funduszy unijnych. W ramach inwestycji ułożono 25 tysięcy metrów kwadratowych alejek, odnowiono 5 hektarów trawników, zamontowano 160 lamp, ustawiono 230 ławek, a także wykonano system odwodnienia i nawadniania, który miał chronić park przed skutkami opadów. Niestety dziś, zaledwie kilkanaście lat po zakończeniu prac, efekty tej wielomilionowej inwestycji są zatrważająco mizerne. Ścieżki zarastają trawą i stoją w wodzie po każdym deszczu, zieleń wymyka się spod kontroli, a całość nie tylko nie spełnia swoich funkcji, ale wręcz utrudnia dostęp do przestrzeni, która miała być dumą miasta.
Kilkanaście lat temu z dumą ogłaszano zakończenie kosztownego remontu Parku Zdrojowego. Miało być nowocześnie, dostępnie i estetycznie. Miało. Bo rzeczywistość brutalnie weryfikuje założenia projektowe i wykonawcze. Wystarczy jeden większy deszcz, by przekonać się, że spacer po parku to ryzyko kontuzji, zmoczenia butów albo utknięcia w błocie. Niedowierzaniem są natomiast wkopane po samą krawędz, drogie granitowe krawężniki, które miały być barierą pomiędzy ścieżką a trawnikiem. Miały zapobiegać zarastaniu alejek przez trawę. Tymczasem całkowicie pod tym trawnikiem znikają.
Ścieżki nie mają odpływów. Niektóre nie mają nawet sensu istnienia, bo zarosły trawą do tego stopnia, że trudno stwierdzić, gdzie kończy się aleja, a zaczyna dzikie pobocze. Po opadach grunt puchnie, zapada się, a woda stoi w kałużach całymi dniami. To już nie „zielona przestrzeń publiczna”. To zaniedbany, rozmoknięty labirynt.
Samosiejki, chwasty i powolna agonia krajobrazu
Zieleń? Tylko z nazwy. Rabaty zarastają chwastami, część roślin zarasta samosiejkami. Tereny, które miały być uporządkowane, znów są zdominowane przez samosiejki, niektóre już ponad dwumetrowe. To nie dzika przyroda – to brak gospodarza.
Nie chodzi o to, że przyroda żyje własnym rytmem. Chodzi o to, że miasto nie żyje tym parkiem. A powinno. Wiele alejek, które ludzie wydeptali czterdzieści lat temu jest wydeptywanych ponownie, ponieważ planista, nie uwzględnił stałych ciągów komunikacyjnych w parku tylko je ominął.
Nieprzyjazny dla kuracjuszy, po deszczu niezbyt przystępny dla mieszkańców
Cieplice to uzdrowisko – odwiedzane przez seniorów, osoby z ograniczoną mobilnością, kuracjuszy po operacjach, dzieci i ich opiekunów. Park powinien być dla nich. Tymczasem trudno tu przejechać wózkiem, trudno przejść z kulą, trudno przeżyć spacer bez frustracji, brudnego i przemoczonego obuwia. Jeśli to ma być przestrzeń zdrowia i wypoczynku, to czemu zamienia się w przykład urzędniczej bezradności i architektonicznej fuszerki?
Gdzie są służby miejskie? Gdzie jest nadzór?
Czy ktoś kontroluje stan techniczny alejek? Czy jakikolwiek urzędnik wybrał się, żeby zobaczyć stan alejek to deszczu? Czy ktoś nadzoruje pielęgnację zieleni? Czy istnieje jakikolwiek system zgłaszania problemów i ich faktycznego rozwiązywania? Bo jeśli tak, nie działa. Dowod? Skargi na stan alejek i parku pojawiły się już w pół roku po oddaniu parkudo użytku po rewitalizacji. Pamiętamy słynne zdjęcia kaczek kąpiących się w gigantycznych kałużach koło fontann i na trawnikach w bezpośrednim sąsiedztwie ulicy Cervi. Natomiast niechlubną wizytówką tego parku jest gigantyczna kałuża na wejściu do parku od strony Termy Cieplickich. Zapraszamy szanownych urzędników do parku w białych adidasach.
Mamy prawo oczekiwać więcej. Od inwestycji publicznych. Od służb miejskich. Od decydentów, którzy chętnie przecinają wstęgi, ale rzadziej wracają na miejsce po kilku latach.
Cieplice zasługują na coś więcej
To nie jest tekst o błocie i kałużach. To tekst o lekceważeniu. O tym, jak traktuje się przestrzenie wspólne, które powinny być dumą miasta, a nie jego wstydliwym sekretem. To tekst o tym, że remont to nie koniec odpowiedzialności, to dopiero jej początek. Jeśli miasto nie zacznie słuchać mieszkańców, kuracjuszy i codziennych użytkowników parku, straci nie tylko zieleń. Straci zaufanie. A to trudniej odbudować niż kruszejącą aleję.