Artykuł Czytelnika: Skazani na getto
Były to interwencje publiczne, domowe, przestępstwa, wykroczenia oraz inne kategorie zdarzeń. 957 interwencji i to tylko w tych trzech budynkach, bez uwzględnienia wpływu mieszkańców tych budynków socjalnych na interwencje w ich otoczeniu czy w okolicznych budynkach.
Średnio co 36h miała miejsce jedna interwencja w budynkach socjalnych nr 59, 61 oraz 63 położonych przy ulicy Wyczółkowskiego.
W pobliżu mamy gęstą zabudowę wielo- oraz jednorodzinną, mamy szkołę podstawową oraz przedszkole. Lokatorzy tychże budynków licznie okupują, częstokroć w stanie odurzenia alkoholem czy też innymi używkami, okoliczne murki, klatki schodowe czy też skwerki. Zaczepiają przechodniów niezależnie od wieku, zarówno starsze osoby jak też dzieci.
Właściciele sąsiadujących budynków odgrodzili się jak tylko mogli licznymi i wysokimi płotami od ww. budynków socjalnych. Awantury, podpalenia, bijatyki i kradzieże, jak widać po statystykach są tutaj codziennością, a wiele z nich nie jest nawet zgłaszanych Policji czy innym służbom.
Zielona i spokojna niegdyś część Jeleniej Góry stała się zakładnikiem złej polityki socjalnej władz miasta. W wielu polskich miastach odchodzi się od tworzenia tzw. gett socjalnych na rzecz asymilacji mieszkańców lokali socjalnych z otoczeniem, w którym przyszło im mieszkać. W Jeleniej Górze najwyraźniej zapomniano, iż w budynkach socjalnych przy ulicy Wyczółkowskiego mieszka wielu ludzi, którzy znaleźli się w tam na skutek podjęcia jednej czy kilku nietrafionych życiowych decyzji, ca może na skutek chorób jak też innych zdarzeń losowych i nie są uzależnieni od używek, nie są również osobami agresywnymi czy też parającymi się np. kradzieżami.
Ludzie Ci, często schorowani, wymagający pomocy, muszą na co dzień obcować z patologią, zastraszaniem oraz fatalnymi warunkami bytowymi urągającymi ludzkiej godności. Wychodzą z tych budynków często tylko w porach kiedy terroryzująca współlokatorów grupa śpi zamroczona używkami lub jest na gościnnych występach.
Również mieszkańcy okolicznych budynków nie mają lekkiego życia, bowiem nigdy nie wiadomo, kiedy dojdzie do podpalenia, kradzieży czy też zastraszenia np. dzieci. A dzieci strach jest wypuścić na własne nawet ogrodzone podwórze, strach jest również pozostawić po chmurką samochód czy rower.
Na szczęście od kilku lat odbywa się w Polsce zmiana sposobu myślenia samorządów wielu obszarach, również w zakresie polityki socjalnej np. wobec osób w kryzysie bezdomności. Przytoczę tylko kilka wypowiedzi specjalistów i pozostawię je bez komentarza.
„Jeszcze do niedawna najczęściej prowadzoną przez samorządy polityką było stawianie budynków z mieszkaniami socjalnymi na uboczu, z dala od zwykłych mieszkańców. Jednym z bardziej ekstremalnych przypadków są trzy bloki w Warszawie na Pradze-Południe (okolice Olszynki Grochowskiej), które od nazwy ulicy przyjęło się nazywać osiedlem Dudziarska. – Nie wiem,
jak w latach 90. powstał pomysł, by je zbudować. To miało być osiedle, które służy resocjalizacji, wśród osób z problemami mieli mieszkać także policjanci. Ale powstało osiedle o złej sławie i policjanci szybko się stamtąd wyprowadzili – opowiada Michał Olszewski, wiceprezydent Warszawy.
Dziś w Warszawie nikt już złudzeń nie ma. Od ponad półtora roku na Dudziarską miasto stołeczne – właściciel nieruchomości – nie wprowadza lokatorów. W ciągu kilkunastu miesięcy bloki powinny być zupełnie puste. – To rozwiązanie zupełnie się nie sprawdziło. Z jednej strony izolowanie od społeczeństwa, z drugiej zbijanie w większe grupy tzw. marginesu tylko pogłębia problemy,
jakie ci ludzie mają – stwierdza Olszewski.
Władze Jeleniej Góry milczą nawet w sytuacji, kiedy w tych budynkach dochodzi do tragedii. Czy musi dojść do czegoś naprawdę fatalnego w skutkach, aby ktoś raczył się pochylić nad zmianą polityki socjalnej w Jeleniej Górze? Czy miliony złotych wydawane na remonty tych budynków nie należą się również innym mieszkańcom miasta? A może zaoszczędzone środki należałoby przeznaczyć
na pozyskanie kolejnych lokali socjalnych?
Getta nie mają sensu. Dużo lepszym rozwiązaniem jest umieszczanie ludzi sprawiających problemy na zwykłych osiedlach. Wiele miast ma w blokach po jednym lub dwa lokale socjalne – opowiada dr Małgorzata Ołdak z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego. - Takie działanie, tzw. rozpraszanie, pozwala na wchłonięcie „marginesu” przez społeczność. Badania społeczne pokazują jasno – to getto, warunki, w jakich ludzie żyją, mają kolosalny wpływ na tworzącą się patologię. Trudno uwierzyć w to, że jedni od urodzenia chcą skończyć studia i założyć funkcjonującą rodzinę, a inni myślą tylko o tym, co wypić i jak ukraść. Wszyscy czerpiemy wzorce z życia wokół nas.”
Spychanie do gett nie działa. To pokazują doświadczenia wcześniejszych rewitalizacji. Zamykanie ludzi w trudnych środowiskach i odgradzanie ich w enklawach biedy nie prowadzi do niczego dobrego, tylko do pogłębienia patologii – potwierdza Przywojska, która brała udział przy wielu projektach rewitalizacyjnych. Wniosek jest prosty: odbudowa architektury i infrastruktury nie wystarczy. Trzeba także zadbać o ludzi.
Cytowane wypowiedzi pochodzą z
https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/928562,polskie-getta-osiedla-dla-trudnych-rodzin-na-obrzezach-miast.html