Artykuł Czytelnika: Strach jako narzędzie władzy: współczesna retoryka prawicy i echo totalitaryzmu

Strach jest jednym z najpotężniejszych narzędzi politycznych. Wykorzystując go, politycy mogą sterować emocjami społecznymi, kierować uwagę obywateli na wrogów zewnętrznych i wewnętrznych, odwracając ją jednocześnie od rzeczywistych problemów. Sławomir Mentzen, lider Konfederacji, stwierdził wprost: „Imigracja to dla nas poważne zagrożenie! Widzimy wzrost przestępczości, w tym zamachów bombowych i przestępstw seksualnych.” Takie uogólnienia nie tylko wzbudzają lęk, lecz także odczłowieczają całe grupy ludzi. W raporcie Fundacji Batorego zatytułowanym "Zarządzanie strachem" czytamy: „Zarządzający strachem są poniekąd terrorystami – tylko że bez bomb i karabinów.”
Nie jest to zresztą zjawisko nowe. W III Rzeszy propaganda nazistowska odmalowywała żydowską ludność jako egzystencjalne zagrożenie dla narodu niemieckiego. Plakaty porównujące żydów do wszy i roznoszących tyfus pasożytów, film "Der Ewige Jude", czy przemówienie Hitlera z 1939 roku o konieczności unicestwienia żydowskiej rasy w Europie, były brutalnym narzędziem masowej manipulacji i dehumanizacji.
Drugim filarem retoryki wykluczenia jest budowanie wizji "prawdziwego obywatela". Współcześni politycy prawicowi, tacy jak Grzegorz Braun, wielokrotnie przeciwstawiają "prawdziwych Polaków" całej reszcie społeczeństwa. Tego typu narracje były analizowane przez badaczy: „W analizowanych wypowiedziach 'prawdziwi Polacy' są przedstawiani jako ci, którzy podzielają określone wartości i postawy, co implikuje, że ci, którzy się z nimi nie zgadzają, są mniej autentycznymi członkami wspólnoty narodowej” — piszą autorzy w "Res Rhetorica".
I tutaj historia nie pozostawia złudzeń. Naziści podzielili społeczeństwo na "Aryjczyków" i "anty-Niemców". Żydzi zostali pozbawieni obywatelstwa ustawami norymberskimi, a propaganda konsekwentnie przedstawiała ich jako obcych, niezdolnych do bycia częścią wspólnoty narodowej.
Trzeci obszar to narastająca fala antyukraińskiej mowy nienawiści. Mentzen ostrzega przed "masowymi migracjami z Azji i Bliskiego Wschodu", tworząc obraz Polski jako kraju oblężonego. Helsińska Fundacja Praw Człowieka dokumentuje, jak pojęcia takie jak "ukrainizacja" są używane w kontekście niesprawiedliwych przywilejów i nadużyć. Łatwo tu dostrzec analogię do propagandy III Rzeszy, gdzie żydzi byli regularnie przedstawiani jako zagrożenie ekonomiczne i moralne. Prasa, jak "Der Stürmer", żywiła te teorie, rozbudowując narrację o wszechobecnym spisku.
Wreszcie, czwarty filar tej ideologii: homofobiczna retoryka. Prezydent Andrzej Duda w kampanii z 2020 roku publicznie powiedział: „Próbuje nam się wmówić, że LGBT to ludzie, a to ideologia”. Jarosław Kaczyński zaś straszył, że "afirmacja homoseksualizmu prowadzi do upadku cywilizacji". W III Rzeszy homoseksualizm był kryminalizowany na mocy paragrafu 175, a tysiące mężczyzn zostało zesłanych do obozów koncentracyjnych. Byli oni oznaczani różowym trójkątem i traktowani gorzej niż inni więŻniowie. Świadectwo Josefa Kohouta, opisane w książe "Die Männer mit dem rosa Winkel", dokumentuje te dramatyczne losy.
Współczesna prawicowa retoryka często podkreśla potrzebę „obrony tradycyjnej rodziny” i promuje konserwatywny model roli kobiety jako matki i opiekunki domowego ogniska. Jednocześnie ci sami politycy nie wahają się przerzucać odpowiedzialności za niski przyrost naturalny właśnie na kobiety, oskarżając je o egoizm, wygodnictwo, a nawet o „ideologiczne spaczenie”. To przejaw nie tylko braku szacunku, ale i świadomego manipulowania opinią publiczną.
Pomija się przy tym najważniejszy fakt: kobiety coraz częściej rezygnują z macierzyństwa nie z powodu fanaberii, lecz dlatego, że warunki ekonomiczne, brak stabilizacji, przemoc systemowa i przeciążenie obowiązkami skutecznie je od tego odwodzą. Mieszkania są drogie, żłobki trudno dostępne, wsparcie państwa symboliczne, a rynek pracy nieprzyjazny rodzicom.
Zamiast realnych działań wspierających kobiety – takich jak dostęp do opieki zdrowotnej, bezpieczne warunki pracy, prawa reprodukcyjne – otrzymujemy puste hasła i kolejne próby kontroli. Retoryka ta nie tylko uprzedmiotawia kobiety, ale czyni je kozłami ofiarnymi dla problemów, które stworzył system, a nie jednostka.
To nie troska o rodzinę, ale cyniczna gra na emocjach – i jeszcze jeden przykład, jak poprzez lęk, poczucie winy i wykluczenie, politycy próbują utrzymać władzę.
W historii ludzkości najgorsze zbrodnie nie rodziły się z chaosu, lecz z uporządkowanego języka władzy, który przez strach i wykluczenie formował obraz wroga – najpierw w słowach, potem na ulicach, a w końcu w obozach i grobach. Kiedy zamiast rozmowy i faktów pojawia się krzyk i oskarżenie, demokracja przestaje być przestrzenią wspólnego życia, a staje się rynkiem dla handlarzy emocjami. Hannah Arendt ostrzegała, że banalność zła nie polega na jego krzykliwości, lecz na jego codziennym, cichym działaniu – w ustawach, przemówieniach, milczeniu.
Dziś, gdy obserwujemy podobne wzorce językowe, podobne techniki propagandy i sposoby wykluczania, naszą odpowiedzialnością nie jest tylko pamięć – ale sprzeciw. Nie z nienawiści, lecz z miłości do człowieczeństwa. Bo każde "oni" wypowiedziane przez polityka bez empatii, to potencjalne "my", które może kiedyś znaleźć się po złej stronie historii. Na zakończenie warto zaapelować do wszystkich obywateli:
Głosujmy mądrze!
Nie dajmy się wciągnąć w polityczne gry oparte na strachu, manipulacji i tanich emocjach. Demokracja to odpowiedzialność – za siebie, za innych, za przyszłość. Każdy głos ma znaczenie, ale tylko wtedy, gdy oddany jest świadomie, z myślą o dobru wspólnym, a nie z lęku przed tym, co ktoś kazał nam się bać.
Nie głosujmy przeciwko „wrogowi”, którego ktoś nam wskazał – głosujmy za przyszłością, w której jest miejsce dla godności, równości i szacunku dla każdego człowieka.