Środa, 17 kwietnia
Imieniny: Rudolfa, Roberta
Czytających: 9166
Zalogowanych: 14
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Artykuł Czytelnika: Co robi rolnik?

Autor: Obserwator
Poniedziałek, 3 kwietnia 2017, 13:38
Takie – tytułowe – pytanie padło w jednym z przedszkoli. I padła natychmiastowa, chóralna odpowiedź: – SZUKA ŻONY! I mamy problem, a nawet kilka.

Po pierwsze – widzimy, jaki przemożny wpływ na telewizja publiczna na świadomość widzów, którzy przestają już kojarzyć rolnika z mężczyzną samotnie (acz skutecznie) walczącym o plony, sukcesy w hodowli bydła i tzw. nierogacizny. Rolnik już nie jest elementem krajobrazu pól rozmaitych, obsianych żytem, tylko agencji matrymonialnych.

Po drugie. Zamiast samca–herosa zmagającego się z przeciwnościami natury, ale żyjącego zgodnie z jej prawami, mamy nieudacznika, który nie tylko nie potrafi stawić czoła Agencji Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa, czy też Agencji Nieruchomości Rolnych (w skrajnym przypadku – Agencji Mienia Wojskowego), tylko gościa, który musi latać po publicznej telewizji i uganiać się na oczach widzów za spódniczkami.

To jest rodzaj publicznego upokorzenia (bo i Telewizja jest publiczna). Nawet bowiem szukanie żony w internecie (może nie od razu żony, ale kogoś kto realizuje niektórej jej życiowe funkcje) jest bardziej dyskretne, bo można przetestować walory kandydatek bez udziału osób trzecich. Szczególnie jeśli tych „trzecich” jest kilkaset tysięcy. Na marginesie: szczęśliwie program nie ma aż takiej oglądalności, żeby kompromitacja była globalna, ale we wsi i tak wiedzą, czy Kowalski radzi sobie lepiej z traktorem Johna Deer’a, czy z jakąś miastową dzierlatką, mdlejącą na widok krowich wymion, czy dziwiącą się, że obornik (to znaczy – takie gówno) jest najlepsze dla marchewek czy pomidorów.

A jak się w całą sprawę jeszcze wda potencjalna teściowa, to już autorytet rolnika pada na ryj. Jego osobisty, a nie świński. Rolnik bowiem wpada w klincz: czy ma wybrać synową dla swojej matki, czy coś bardziej dla siebie. Powagi od tego nie przybywa. A dawniej powaga profesji była elementem prestiżu. Ale to było dawniej.

Czasy się przecież zmieniają. Jechałem kiedyś pociągiem „pendolino” z wycieczką małych warszawiaków. Jak to u warszawiaków bywa, niezależnie od wieku, poddawali oni krytycznej ocenie wszystko, co się dzieje i dawali wyraz swojej niewiary w rzeczywistość. Ofiarą tego wyrazu i tej niewiary padły krowy. Krowy były brązowe, a zdaniem zdecydowanej większości małoletnich znawców rolnictwa coś dużego w kolorze brązowym z rogami nie może być krową. Krowa bowiem to zwierzę łaciate, pokryte białymi i czarnymi plamami. Coś co jest brązowe, nie może być krową z definicji.

Kilku niepewnych tej oceny dało się przekonać i ustalono ponad wszelką wątpliwość, że to nie były krowy i małoletni skierowali w inną stronę ostrza swojej krytyki. A współpasażerów naszła refleksja: gdyby jednak telewizja publiczna, misyjna w końcu, uznała za swoją misję edukację nie tylko w obszarze poszukiwania żony rolnika, ile wyjaśnieniu, że są różne gatunki zwierząt, to może i pożytek z niej byłby większy.

Ale w przypadku telewizji inaczej postrzega się pożytki, więc nie należy liczyć na to, że kogoś najdzie podobna refleksja. Prezesi TVP nie jeżdżą przecież pociągami, nawet jeśli one są klasy „pendolino”. I nawet wtedy, kiedy bilety są służbowe i nie trzeba za nie płacić z własnej kieszeni.

Czytaj również

Komentarze (8)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group