Artykuł Czytelnika: Koncertowe wspomnienie po występie Michaela Buble
Zanim jednak przejdę do muzycznej uczty, chciałabym powiedzieć o tym jak świetna jest organizacja samego dotarcia to Tauron Areny, dla tych wszystkich, którzy jeszcze tam nie byli, a być może będą mieli okazję, lub chęć tam się znaleźć. Najlepszym środkiem jest linia tramwajowa-przykładowy numer 9, który tam dojeżdża-może tylko przerazić obecna cena biletu -4, 60 zł, który niestety obejmuje obie strefy i czas 50 minut(który nie zawsze jest potrzebny). Jednak po przełknięciu tej gorzkiej pigułki okazuje się, że wysiadamy całkiem blisko i idziemy za tłumem jakieś 150-200 metrów. Po dotarciu czeka na nas sporo osób z ochrony i pracujących przy obsłudze danego wydarzenia, którzy chętnie udzielą dokładnych informacji na temat poszukiwanego przez nas sektora i miejsca. W środku jasno, sporo mini barów i całkiem fajna restauracja dla przybyłych nieco wcześniej, a chcących się posilić po długiej podróży. I co ważne- absolutnie nie ma wrażenia napierającego tłumu, także przy wyjściu już z imprezy wiele drzwi, prowadzących na zewnątrz powoduje że te 15 tysięcy osób, które może pomieścić sala, opuszcza ją niezwykle sprawnie, podobnie jak ma to w przypadku dojazdu, czy wyjazdu przez samochody dzięki wielu policjantom kierującym ruchem w najbliższych uliczkach, czy przy samej Tauron Arenie.
Teraz czas na szybkie wspomnienie samego koncertu, który rozpoczął się utworem pełnym budującego napięcia po tytułem „Cry Me a River” a przypominającym momentami ścieżkę dźwiękową do serii filmów „James Bond”, podobnie jak wręcz wymuszający taniec utwór „Feeling good”, który przywodzi na myśl słynną „Różową Panterę”. Obok takich filmowych moim zdaniem skojarzeń, przydarzyły się takie standardy jak „When I fall in Love”, czy „My Funny Valentine”, które w aranżacji Michaela Buble’a, brzmią niezwykle świeżo i energetycznie. Nie zabrakło również kompozycji utrzymanych w lirycznych, sentymentalnych nutach charakterystycznych dla tego kanadyjskiego piosenkarza jak „Love you anymore” z najnowszej płyty, czy pełnego tęsknoty utworu „Home”. To wszystko spowodowało, że byłam na najpiękniejszej i największej jak dotąd w moim życiu potańcówce, którą długo, długo będę pamiętać i dziękuję tym wszystkim tam zgromadzonym słuchaczom za niezwykłą atmosferę, którą umieli wyrazić nie tylko śpiewem, tańcem, ale także strojem, przygotowanym na tą niezwykłą ucztę.