Artykuł Czytelnika: Przychodzi facet do jeleniogórskiego szpitala…
Ten człowiek przyjechał z Toronto do Polski na miesięczny urlop. Pech chciał, że na początku maja br. się rozchorował. Rodzina długo nie zastanawiała się. Zawiozła go do jeleniogórskiego szpitala, który od grudnia 2014 roku posiada certyfikat akredytacyjny będący potwierdzeniem, że spełnia najwyższe standardy leczenia.
Ale po dotarciu na miejsce pacjenta czeka bolesne zderzenie teoretycznych pochwał dla placówki z rzeczywistością. Mężczyzna przez kilka godzin siedzi w poczekalni (momentami leży, bo nie może wytrzymać z bólu w jednej pozycji) i czeka w kolejce na przyjęcie. A o godz. 18.00 – kiedy wiadomo, że nikt inny go nie przyjmie – zostaje zabrany na SOR tylko po to, by dostać lek przeciwbólowy dożylnie, recepty na leki przeciwbólowe do ręki i kilka słów na pożegnanie: „nic więcej nie możemy dla pana zrobić”. I nie jest ważne, że mocz z krwią, że ból rozrywa podbrzusze, że nawet nie poproszono neurologa o konsultację i że przez cały weekend chory zostaje zdany sam na siebie. Ważne, że w statystykach wszystko się zgadza. Bo personel wykształcony, placówka zadbana, odremontowana, dobrze doposażona i norma wyrobiona. Przecież nie przyjmą kolejnego chorego na oddział na cały weekend, albo i dłużej, skoro NFZ nie chce płacić za nadwykonania, a dług już sięga niemal 27 mln zł.
- Ten szpital zawsze miał złą opinię – słyszę w odpowiedzi opowiadając historię tego pacjenta. – Ale nie dlatego, że panują tu złe warunki sanitarne czy brakuje sprzętu lub wykształconych lekarzy. Pod tym kątem jeleniogórski szpital ma powody do dumy, bo rzeczywiście jest się czym chwalić. Więc o co chodzi? Może o to, że brutalna ekonomia spycha misję tej placówki - nawet nie na drugi - a na trzeci plan.
A szpital, to nie fabryka czekolady, z której mają płynąć słodkie korzyści dla tzw. góry, ale placówka ratująca życie. Tu żadna kalkulacja zysków i kosztów się nie sprawdzi. Coroczne negocjowanie z NFZ-tem każdej złotówki to nieporozumienie. I nie pomoże wymiana dyrekcji.Nic się tu nie zmieni dopóki wielcy decydujący zza biurka o tym, ilu pacjentów może przyjąć ten szpital, nie zrozumieją, że tu trafiają nie tylko jeleniogórzanie, ale ludzie z całego województwa. A dyrekcja nie walczy o pieniądze dla siebie, ale dla tych, dla których ponoć stworzono to miejsce…