Artykuł Czytelnika: Siostry Godlewskie
Mimo przytłaczającej liczby nieprzychylnych komentarzy siostry nie rezygnują z raz obranej ścieżki kariery. Pozowały już na ściance w blasku fleszy, świeciły nagim ciałem w teledysku, a Esmeralda Godlewska zaśpiewała nawet w klubie gejowskim. Nic nie jest w stanie powstrzymać siostrzanego duetu na wyboistej i pełnej pułapek drodze do upragnionej sławy. Negatywne komentarze działalności sióstr Godlewskich są wrzucane do przepastnego worka z napisem „hejt” i traktowane z obłąkańczą wyrozumiałością. Siostry pozdrawiają swoich hejterów, nic sobie nie robią z zazdrośników, kontynuują karierę i podbój internetu.
Tymczasem nie każdemu krytykowi można od razu przykleić etykietę hejtera. Ludzi nie można zaszufladkować do jednej z dwóch kategorii „wielbiciel” lub „hejter”. Między tymi dwiema kategoriami jest w czym wybierać. Mój gust, całość moich przeżyć, doświadczenie i taka czy inna wiedza nie pozwalają mi zaakceptować sposobu bycia sióstr Godlewskich, tego jak próbują śpiewać i jak wdzięczą się do kamery, ale nie czyni to mnie od razu hejterem.
Bardzo daleko mi do bycia niezrównoważonym osobnikiem krytykującym napastliwie innych. Nie jestem jednak głucha ani ślepa. Słyszę doskonale, że to, co prezentują siostry Godlewskie w dziedzinie wokalu, można ewentualnie rozpatrywać w kategorii śpiewu, ale bardzo niedobrego. Widzę poprawiane chirurgicznie kształty sióstr i nie zamieniłabym się na ciało z żadną z nich. Powiem więcej, wizja takiej zamiany budzi we mnie dreszcz przerażenia. Nie jestem też głupia i doskonale wiem, w jakim celu cały ten zgiełk. Trzeba przecież jakoś zarobić na swoje utrzymanie.
Zazwyczaj człowiek zdobywa takie czy inne wykształcenie, a potem szuka pracy. Praca jest jednak rozrywką dość żmudną, odpowiednią dla zwykłych śmiertelników. Najlepiej byłoby zarabiać na życie tylko tym, że się po prostu istnieje. Dostawać pieniądze choćby za samo przyjście na imprezę i pozowanie fotografom. Przy okazji same korzyści: można się zrobić na bóstwo, słać uśmiechy, eksponować ciało w mniej lub bardziej kusym wdzianku, potem oglądać swoje popisy na plotkarskich portalach. Trzeba tylko jakoś wzbudzić zainteresowanie, nakłonić wielogłowy i wielooki świat mediów do skoncentrowania uwagi na swojej osobie. Tutaj dobrze byłoby mieć coś do zaoferowania, coś, czym rzucimy świat na kolana. To dobry moment na wykorzystanie talentu, prawdopodobnie wspomaganego ciężką pracą.
Jednakże siostry Godlewskie wierzą głęboko, że wystarczy mieć talent urojony, jeśli tylko będą nim niezłomnie katować otoczenie i wspierać agresywnym seksapilem. A my się męczymy. Nam się nie podoba. Budzi rozbawienie lub zażenowanie. Ale żeby zaraz hejtować? Wylewać wiadra pomyj? Mieszać z błotem? No niekoniecznie. Od zażenowania i niesmaku daleko jeszcze do nienawiści, tymczasem każdemu, kto ośmieli się wyrazić niepochlebnie o poczynaniach duetu, zarzuca się zawiść, zazdrość i nieliczenie się z czyimiś marzeniami.
Aby otrzymać dziś łatkę hejtera, wystarczy skrytykować pośladki lub piersi tej czy innej aspirującej celebrytki, i to nawet nie dlatego, że brzydkie czy sztuczne (to w końcu rzecz gustu), lecz tylko i wyłącznie z tego powodu, że nagie. Owszem, gołe pupy to coraz częstszy widok na czerwonym dywanie, ale niech ich właścicielki nie wmawiają nikomu, że zarabiają na życie śpiewem, a nie amatorskim striptizem. Niech się nie oburzają, że nie wszyscy wpadają w zachwyt nad ich image’m. W końcu każdy ma prawo wyrażać swoją opinię na dany temat, niekoniecznie taką, jakiej życzyłyby sobie siostry Godlewskie. Zresztą obecnie nie walczy się z hejtem, przeciwnie, falę hejtu najlepiej wywołać samodzielnie, a następnie wykorzystać ją jako niezwykle skuteczny oręż w zmaganiach o popularność. Za pomocą dobrze ukierunkowanego, sztucznie sprowokowanego hejtu można wypromować największe beztalencia, rozpętać wrzawę na forach, znaleźć pożywkę dla kolorowej prasy, stać się rozpoznawalnym, choćby przez chwilę i z czegoś, z czego niekoniecznie zaraz należy być dumnym.
Co nam pozostaje w starciu z bezczelnością i bylejakością, zbrojną w modne paznokcie i opancerzoną make-upem? Jak bronić się przed tym całym jazgotem, rozpychaniem, wypinaniem i mizdrzeniem? Najdotkliwszym ciosem, jaki można zadać znanym tylko z tego, że są znani, jest obojętność. Niekomentowanie, odwracanie się plecami, nieczytanie i nieoglądanie oznacza dla celebrytek nieistnienie, a tej przeszkody na drodze do jakże upragnionej sławy nie da się pokonać. Nienawiść definiuje dziś ludzi równie mocno jak uwielbienie czy podziw, ale z obojętnością tłumów ciężko zrobić karierę w show-biznesie.