Artykuł Czytelnika: Żenada za niemałe pieniądze
Chcąc uprzyjemnić dziecku pobyt u nas, postanowiliśmy wybrać sie do tutejszego kina na filmowy poranek. I tu już się zaczyna słabo. Planowana godzina seansu - 10.30. Na miejsce dotarliśmy o 10.00. Jedną z atrakcji (reklamującą seans) było malowanie buziek. Owszem było, ale wykonywała go jedna osoba i to w niezbyt szybkim tempie. Nie wszystkie dzieci zdążyły skorzystać z tej atrakcji. (Po seansie Pani malującej buźki już nie było). Większość rodziców wyjaśniła dzieciom, że zbliża się czas rozpoczęcia projekcji filmu i trzeba udać się do sali kinowej. Jednak tam okazało się, że wszyscy zebrani w sali kinowej czekali dość długo, bo trzy panie nie weszły zanim ich dzieciom nie zostały wykonane rysunki na buziach, gdzie wszyscy punktualni czekali już w sali. Wchodząc na nią owe mamusie kpiły z tego faktu.
Na wstępie odbywają się konkursy. Poranki filmowe skierowane są do dzieci od 3 r.z. Może nie znam się jeszcze dobrze na rozwoju dzieci w poszczególnym wieku, ale hmmm...niektore z dzieci biorących udział w konkursie (może były jeszcze młodsze) ledwo co umiały mówić, natomiast animatorka zadawala pytania do zadań wyświetlonych na ekranie "jaki numer ma no.krążek hokejowy". Być może nie doceniam dzieci, ale znajomość cyfr arabskich w wieku 3 lat nie jest chyba standardem.
Ufff...przebrnęli wszyscy przez ten beznadziejny konkurs, podczas którego animatorka pytała dzieci, czemu nie uważają, że zimowe rękawiczki, w których można bawić się w bitwę na śnieżki, nie są bokserskimi... (?!?!)
Rozpoczęła się projekcja filmu i nie tylko... Wspomniane wcześniej mamusie, przez których determinację projekcja została opóźniona rozsiadły się w rzędzie i natychmiast zaczęły wymianę spożywczą" X chcesz jabłko? Y podaj cole. Zabrałaś chusteczki? " I tak kilkanaście minut "organizacji" :D Zastanawiam się nadal, czy owe Panie i ich dzieci nie są w stanie wytrzymać 50 minut bez jedzenia? Nie powiem , gabaryty wskazywały na to, że są sympatyczkami jedzenia, ale czy rzeczywiście nie można się opanować? Ledwie zapchały usta wniesionym prowiantem, gdy jedno z dzieci zakomunikowało potrzebę fizjologiczną. Wówczas rozpoczęło się głośne przepytywanie pozostałych dzieci, z którymi przyszły, czy i one nie chcą pójść do toalety. Korowód ruszył, zaburzając spokój oglądania pozostałym. Ale ufff cóż to były za minuty świętego spokoju. Niestety, gromada niebawem powróciła i to z jeszcze większą energią do uprzykrzania oglądania pozostałym. Zaczęły się zmiany miejsc, bo ten jednak wolałby obok tamtego, a tamten bliżej tamtego itp.
Umościli sie wreszcie jakoś. Ale cicho niestety nie było. O ile jeszcze mogę zrozumieć ekscytację i brak pohamowania wobec dzieci, o tyle zachowania takiego zrozumieć nie mogę. Mamuśki zsiadły się w jednym miejscu i zaczęły opowiadać sobie, co kupują, co mówiło/ zrobiło dziecko ostatnio itp.bezsensowne paplaniny z taką głośnością, że wszyscy dookoła słyszeli to lepiej niż bajkę. Mimo wszystko pozostali goście kina wykazywali się sporą wyrozumiałością. Jedna osoba nie wytrzymała, gdy syn jednej z tych wielkogabarytowych pań energicznie zaczął kopać w jej fotel. Matka zamiast zwrócić dziecku uwagę sama z siebie, oburzyła się, że robi to kobieta, ktora nie życzyła sobie kopania w fotel, na którym akurat siedziała. Według szerokiej mamuśki dziecko po prostu się cieszy, że jest w kinie. Zaczęłam się zastanawiać, jak będzie okazywał radość w wieku 16 lat? Może poderznie matce gardło? Skoro jako trzylatek cieszy się kopiąc, machając nogami jak jakiś nakręcony pajac. Jednak usprawiedliwiłam w myślach dziecko, bo gdzie ma sie nauczyć dobrego zachowania, jeśli matka daje mu taki przykład.
Ogólnie jestem zawiedziona i ludźmi, w pobliżu których musiałam siedzieć, jak i organizacją. O ile na "jakość" klientów kino wpływu nie ma, o tyle , jeżeli oferuje atrakcje, powinno je zorganizować w taki sposób, aby każde dziecko, które chce z nich skorzystać, miało taką możliwość. Po drugie powinno się w jakiś sposób ograniczyć ruch na sali. Każdy wychodził z sali i wracał na nią kiedy chciał. Można było się poczuć jak na starówce w ładny dzień. Komfortu oglądania ZERO przez to. Spokojniej mogłam włączyć dziecku te same odcinki Strażaka Sana w Internecie i przyjemniej by się mu oglądało.
I na koniec jeszcze jedna uwaga - każdy uczestnik ponosi taki sam koszt biletów, natomiast niespodzianki są wyłącznie dla dzieci. Rzecz jasna kolorowanka i zabawka nie ma cieszyc dorosłego, ale płacąc pełną kwotę za bilet uważam, ze każdy powinien otrzymać upominek, z którego w konsekwencji ucieszyłoby się obdarowane nim dziecko. W naszym przypadku były to 4 osoby dorosłe i dziecko. Z kolei jak przyjdzie jedna dorosła osoba z 4 dzieci, każde z nich otrzymuje upominek.
Co do upominków...wiadomo, że to drobiazgi, ale dlaczego europejskie ochłapy? Otrzymana książeczka to kolorowanka z zadaniami dla dzieci. O dziwo wszystkie polecenia są przetłumaczone na (chyba) osiem języków europejskich, ale nie na polski. Treść polecenia raczej dziecko odczyta intuicyjnie, a i sądzę, że większość społeczeństwa na tym poziomie jeszcze rozumie choćby angielski lub niemiecki, natomiast samo podejście do klienta polskiego w ten sposób jest nie do przyjęcia.
Reasumując 18 zł za osobę - nie warty swej ceny seans. Ludzie w miejscach publicznych NIE JESTEŚCIE SAMI! Szanujcie przestrzeń innych i ogolnoprzyjete zasady zachowania w miejscach publicznych!