Artykuł Czytelnika: Gaz do dechy. Mimo wszystko?
Niby nie da się wyprzedzać, ale co i rusz jakiś „kozak” wyskakiwał, żeby szybko się chować, bo wyprzedzać się nie dało. Jakimś cudem obyło się bez tragedii. A w drugi dzień świąt? To samo. Tyle, że w drugą stronę. Ale już tak łatwo nie poszło. Trochę spadło śniegu, trochę ścisnął mróz, no i się zaczęło. Auta w rowie, stłuczki, dachowania.
– Jezusie – mówił kierowca „porszaka”, który jechał z „Wrocka” do Jeleniej Góry. – Mam ponad 500 koni po maską, przyspieszenie do 100 km/h w niespełna 4 sekundy, ale w życiu bym nie wyprzedzał przy takim ścisku – mówił.
Jednak niektórzy cisnęli gaz do dechy, próbowali się przez tę kolumnę przebić. I po co? Żeby zaoszczędzić kilka minut? Raz szczęście dopisze, ale częściej - nie, więc ryzyko nie opłaca się. A może się opłaca? Tak myślą ci, którzy w wierzą w swoją szczęśliwą gwiazdę i, niestety, często nie dojeżdżają do celu…