Artykuł Czytelnika: Kryzys? Jaki kryzys? To jest lifestyle.

W młodości człowiek myśli, że życie to gra RPG – zbierasz doświadczenie, rozwijasz umiejętności, spotykasz NPCów do romansu. A potem się okazuje, że jesteś w symulatorze składania prania, dzieci w tle wyją jak orkiestra smyczkowa po LSD, a Twój partner/partnerka zaczyna Ci przypominać postać z Simsów, której od dawna nie klikałeś.
A przecież miał być sukces! Latające samochody! Wakacje w Toskanii! Orgazmy jak w Tantrycznym Netflixie!
Zamiast tego masz psa, który pierdzi przez sen, dzieci, które mają Cię w poważaniu, konto na Netflixie dzielone z byłą i mętną nadzieję, że to wszystko jakoś się zresetuje.
Ale nie resetuje się. Nie przychodzi nowy level. Przychodzi… wewnętrzne pier***olnięcie. I chcesz uciec. Do Peru. Na Islandię. Na działkę. Gdziekolwiek, gdzie nie ma rachunków i „pamiętasz, że jutro zebranie?”
I tu wjeżdża on. Kryzys Wieku Średniego.
Nieproszony. Bez zapowiedzi. W kapciach, z wykałaczką i zapachem nostalgii. Zmusza Cię, żebyś przeliczył wszystkie „co by było gdyby” i „dlaczego nie zostałem DJ-em w Berlinie”. Zaczyna się... cardio, jogging, karnet na siłownię, nowa fura albo tipsy, rzęsy, platyna, panterka, Dior, kochanek i pudel, nowe studia, Himalaje, skok z wiaduktu albo wspinaczka na lodowcu.
Ale wiesz co?
To nie znaczy, że wszystko jest do dupy. To znaczy, że jesteś człowiekiem. Myślisz. Czujesz. Przewartościowujesz.
I może nie jesteś Emily Ratajkowski. Może nie jesteś Neil Gaiman. Może nie masz milionów lajków ani sześcioosobowego teamu terapeutów. Ale masz siebie. Swoją historię. Swoje ulubione kanapki. I psa, który zasypia Ci na kolanach. I czasem to wystarczy. A reszta? Reszta to tylko sezonowy epizod. Jak grypa. Jak Fame MMA. Jak fascynacja keto. Wypij herbatę. Pogłaszcz psa. I nie scrolluj Instagrama o 3 w nocy. Bo tam wszyscy też mają kryzys – tylko z filtrem.