Artykuł Czytelnika: O życzliwości dwóch prędkości
Pierwsze miejsce akcji: sklep Biedronka w Cieplicach przy ulicy Wolności na przełomie marca i kwietnia. Ja z małym, niespełna dwuletnim dzieckiem w wózku, w ręku dwie rzeczy, a w zasadzie jeden artykuł w dwóch sztukach w postaci chusteczek do wyłapywania kolorów w praniu koszt około 10 złotych. Przede mną kolejka osób, które wydaje się, że robią zakupy na zbliżający się niebawem koniec świata. Tak więc pewna swoich praw dotyczących pierwszeństwa - zbliżam się do oczekujących z pytaniem, czy mogą mnie przepuścić w związku z w/w sytuacją.
Nagle gdy zaczęłam „walczyć” o jakby się wydawać mogło coś naturalnego, słyszę od pani, która stoi ostatnia w kolejce: ”O jaka ja chora jestem!” i absolutnie nie wyraża nic związanego z pomocą. Ja nie zrażona tą sytuacją i nie odpowiadając na to stwierdzenie idę dalej w kierunku kasy, mijając kolejne osoby, po czym słyszę od pani, która już prawie ma płacić, coś jeszcze bardziej oryginalnego: "A ja muszę teściową z dworca odebrać i się spieszę”. Na mnie ani ta niby choroba, ani tym bardziej teściowa nie zrobiły żadnego wrażenia, po prostu się wepchałam tłumacząc, że mam małe dziecko ubrane dość ciepło, po czym okazało się, że moje zakupy nie trwały nawet 2 minut.
Jednak całkiem niedawno, wracając z konferencji naukowej w Warszawie, otrzymałam niejako rekompensatę sytuacji z Biedronki. Była to nieoczekiwana zupełnie ilość życzliwości.
Miejsce akcji: pociąg relacji Warszawa-Wrocław, połowa czerwca. Najpierw pomogli mi dwaj konduktorzy dobrać najtańszą wersję biletu na dalszą podróż relacji Wrocław-Jelenia Góra i tłumacząc, gdzie mam się udać, na jaki peron, by właściwy pociąg znaleźć, a kiedy wybrałam się na obiad do Warsu, to już była prawdziwa bomba! Zbliżam się do odpowiedniego wagonu, już widzę tłum ludzi, którzy wybrali się w tej samej sprawie co ja, jednak wchodzę, zamawiam co chciałam, po czym pan z obsługi informuje mnie o cudownie wolnym miejscu przy stoliku dla mnie. Siadam. Jednak z powodu tłumu nie mogę już ruszyć się po przygotowane zamówienie. Nagle okazuje się, że powstaje łańcuszek dobrych osób, które przekazują sobie moje zamówienie do stolika. Ktoś inny natychmiast reaguje, że jak zjem to on odniesie. I rzeczywiście zjadałam, ale miałam jeszcze kawę do wypicia, więc tylko usłyszałam „proszę podać tę tackę, żeby pani mogła spokojnie wypić kawę”. Skończyłam, odchodzę i słyszę jeszcze obietnicę „Ale gdyby pani jeszcze zgłodniała, to my będziemy trzymać miejsce dla pani” . Tak mi się ciepło na sercu zrobiło…zupełnie inna reakcja niż opisywana powyżej.
I tak okazało się, że to, co może być powszechne, oczywiste, staje się niebywałym trudem, a zdarzają się sytuacje cudowne, pełne życzliwości, a przede wszystkim osoby, które powodują uśmiech na twarzy. I tego wszystkim na co dzień życzę, jeszcze raz dziękując tym napotkanym nieznajomym w podróży.