Artykuł Czytelnika: Wychować czy uchować?
Bo nie zawsze jest tak, że ta rodzina jest kochająca, zdarza się też patologiczna, dysfunkcyjna, pełna różnych niepokojów. Dlatego też trzeba młodego człowieka nauczyć poruszać się w różnych rodzinnych meandrach, ale też nauczyć radzić sobie także z problemami dnia codziennego. Pokazać, że może być pięknie, ale może też być i przykro i trudno.
Należy też zwrócić uwagę na fakt, że macierzyństwo to tak naprawdę powołanie, ciężka praca i nie każdy jest na to gotowy. Poza tym sam jako taki przedmiot o nazwie „Wychowanie do życia w rodzinie” nie ma sensu, bo każdy z nas żyje w jakiejś rodzinie i to jest normalne i to jest niepodważalne od stuleci. Nieprawdą jest również sformułowanie, że mąż i żona to nie rodzina. Skoro mężczyzna ożenił się to wszedł do rodziny kobiety(żony), zaś analogicznie kobieta wychodząc za mąż weszła do rodziny wybranego mężczyzny.
Kwestią zaś już otwartą jest to, czy będą oni mieli dziecko-dzieci i czy w związku z tym rodzina się powiększy. Zatem reasumując najlepiej gdy przedmiot „Wychowanie do życia w rodzinie” zamieniony już na ”Sztukę życia w rodzinie” przekształcimy w szerszy układ o nazwie „Sztuka życia w społeczeństwie”, w aspekcie rodzinnym, ekonomicznym, prawnym i wychowawczym.
Dzięki temu można poznać umiejętności zachowania, dyplomacji w różnych życiowych sytuacjach na co dzień, czego „chrześcijańsko-katolicka rodzina” może nie nauczyć, tego jak funkcjonować w trudnym, ale też pięknym świecie i życiu. Od powiedzmy umiejętności posługiwania się nożem i widelcem, przez umiejętność załatwiania spraw w urzędzie, robienia zakupów, podejmowania ważnych zawodowych decyzji, po związki uczuciowe. I tu rzeczywiście pojawia się priorytet, by wykształcić obywatela, mieszkańca, członka rodziny czy wspólnoty.